[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Książę dochodzi do wniosku, że jego wielki gniew może zabić obydwa ptaszki (jest to bowiem gniew Meduzy, który potrafi yorickowate ciało przemienić w granit).W końcu słyszymy, jak książątko, chodząc dookoła komnaty, cedzi przez zęby ponurą zagadkę:Ni ciecz-to, ni materia stała, ni powietrze lotne.Smaku, zapachu i wymiaru całkiem pozbawione,Szlachetnym i nikczemnym celom służyć może,Do ucha zaś je komu zadaj, wnet zimny, niebożę.*Gratuluję.Twoja wyobraźnia, czytelniku, w której wylęgły się wszystkie te mroczne domysły (ja bowiem przysiągłem milczenie), okazała się bardziej płodna i przekonująca od mojej.Twoje domysły są tak akuratne, że niewiele pozostało mi do dodania.Mogę tylko wyprowadzić Hamleta i Yoricka, tego pierwszego na grzbiecie tego drugiego, jak to mają w zwyczaju, na plac pod Elsynorem.Tam też młody książę wlewa do błaznowego ucha magiczną truciznę, która sprawia, że Yorick doznaje błazeńskich urojeń.Rozumiesz już wszystko.Zjawia się duch żyjącego ojca Hamleta, aby nękać biednego Yoricka; ten sam jad wywołuje drugiego żywego ducha: Ofelię, żonę Yoricka, odzianą niedbale.Jej ciało w przejrzystym, ektoplazmatycznym przepychu splata się z ciałem króla!Cóż to za książęca trucizna?Rozwiąż tę zagadkę, czytelniku, a będziesz wiedział.Nie warto, sam ci to powiem.Było to SŁOWO.O, śmiercionośny jadzie! Tak niepozorny, a jakże zdradliwy, nie ma na cię antidotum.Krótko mówiąc, Hamlet wmówił błaznowi swojego ojca, że Horwendillus i Ofelia, że pani Yorickowa i król.Nie, nie odważę się wymówić tego okropnego słowa określającego taki postępek, chociaż w rzeczywistości nikt się go nie dopuścił! A może (w tym miejscu papier jest zamazany dawno wyschłymi łzami lub inną słoną cieczą) okrutny chłopiec przedstawił „dowody”: złote zatyczki do nosa, zawinięte w podrobiony billet doux? A może w chusteczkę? To nieistotne.Stało się: Yorick jest głupcem zwielokrotnionym.Zawodowy błazen został podwójnym głupcem, ponieważ dał się księciu wystrychnąć na dudka oraz (bo wydawało mu się, że i domniemani kochankowie mają go za durnia) wyszedł na osła o najbardziej głupkowatej aparycji z powodu rogów sterczących między uszami.Najdziwniejsze, że (oto najmroczniejsze jądro tej sprawy) zostając Błaznem Faktycznym, poświęcił swoje przywileje Błazna Zawodowego.Błazen bowiem należał do szczególnego gatunku trefnisiów, któremu strój błazeński dawał przywilej mówienia rzeczy mądrych, które bawią, głoszenia prawdy bez ryzyka utraty głowy, na której pobrzękiwały dzwoneczki.Nadworni trefnisie rzeczywiście odznaczali się mądrością, wielką mądrością, ponieważ wiedzieli, w jakich żyją czasach.Tym razem jednak nasz mądry Yorick zmienia się nie do poznania: otumaniony przez księcia, zaczyna odgrywać rolę głupca - robi to najlepiej, jak potrafi, czyli wygłasza tyrady i grzmi, z całą powagą pewnego swych podejrzeń zazdrosnego małżonka.Taki też był zamiar Hamleta: doprowadzić błazna do zgubnego szaleństwa.Jak już mówiłem, widział w trefnisiu swojego drugiego, błaznującego ojca: teraz ten zastępczy ojciec, zatruty jadowitym słowem, staje przeciwko królewskiemu rodzicowi.Oto, co było dalej:Horwendillus śpi samotnie w swoim Getsemani.Wchodzi Yorick z fiolką trucizny.Jad, który Hamlet wlał mu do ucha, przeciekł w tajemniczy sposób do buteleczki.Teraz znalazł się w królewskim uchu.Tak oto mamy nieżywego Horwendillusa.Ofelia natomiast, oskarżona i odtrącona przez Yoricka, odchodzi od zmysłów i błąka się po pałacu w aurze ukwieconego szaleństwa, aż umiera z żalu.Jej obłęd dostarcza klucza Klaudiuszowi, który ostatecznie odkrywa całą zbrodnię, co kończy się ścięciem Yoricka.I na tym historia się zamyka.Lecz kryje się w niej pewna tajemnica, czyjaś niewidzialna ręka! Ktoś, czyjego imienia nie mogę zdradzić, zdobył odciętą głowę.Dzięki łapówkom i szeptom udało mu się ją pogrzebać w tym samym miejscu, w którym po wielu latach książę stanie oko w oko ze swoim, głupkowato uśmiechniętym, kościanym poczuciem winy.W ten sposób ów dowcipniś bez twarzy, miłośnik zdrowego poczucia humoru błazna, mimo woli sprawił, że jego niepotrzebny nikomu czerep stał się „kapitalnym” przedmiotem rozrywki.Tam-taram, tam-taram i tamta, ramta-tatatam
[ Pobierz całość w formacie PDF ]