[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Widok majora szokuje go jeszcze bardziej.Wle-pia w inspektora wodniste, zaczerwienione teraz oczy. Znów się spotykamy, panie Moreno wzdycha Korosz.Co pan tu robi? uprzejmym gestem podsuwa mu krzesło. Ja tu nie byłem muzyk siada w taki sposób, aby nie pa-trzeć na zwłoki. Dzwoniłem, byłem umówiony z panem Za-krzewskim, ale nikt nie otworzył, więc odszedłem, no i.spo-tkałem milicjantów. Niechże pan będzie rozsądny i nie wypiera się tak niemą-drze.Pogarsza pan i tak już wystarczająco ciężką sytuację.A toco? ujmuje jego rękę ze śladami kocich pazurów. A ta krewna kurtce? Proszę to zdjąć!Moreno posłusznie ściąga okrycie, odbiera je od niego tech-nik.Muzyk z opuszczoną głową masuje, swą kształtną dłoń. Widzi pan, ten kot nie tylko panu nie pozwalał zbliżyć siędo zabitego.Koledzy mają podobne znaki.No więc, będzie panrozsądny? Nie jestem mordercą! krzywi się bliski płaczu Moreno. Ja tego nie powiedziałem podkreśla major. Ale traktujecie mnie jak. Proszę pana niecierpliwi się Korosz. Przecież zamordo-wano człowieka, jest pan pokrwawiony i zatrzymano pana pod-czas ucieczki z tego mieszkania.Kiedy miał się pan spotkać zZakrzewskim i w jakim, celu?.Spózniłem się, i to znacznie.konserwował mi skrzypce.miałem je właśnie odebrać.spózniłem się, bo nie miałem pie-niędzy. Jakie to skrzypce? Proszę obejrzeć te instrumenty majorpodprowadza go do oszklonych szaf.Moreno podchodzi ociężale i pilnie ogląda; major otwiera fu-terały.Tamten kręci głową, porusza ustami, jakby żuł coś bar-dzo twardego. Tu ich nie widzę, panie majorze! Moje skrzypce są niesły-chanie cenne! niemal krzyczy. To A m a t i , rozumie pan, A m a t i ! opada z powrotem na fotel.Porucznik podsuwa Koroszowi skorowidz w twardej okładce.Zawiera on nazwiska, zapisane w alfabetycznym porządku.Przy nich widnieją pedantycznie wyszczególnione marki in-strumentów przyjętych do naprawy i termin wykonania pracy.Nigdzie nie ma notatki, dotyczącej instrumentu Ivo Moreno,skrzypiec Amatiego Przykro mi, ale musimy pana zrewidować inspektor ru-chem dłoni daje znak porucznikowi.Moreno poddaje się temuz rezygnacją, już nie protestuje.Oprócz kilku nieistotnych drobiazgów przy muzyku znajdująpięćdziesiąt tysięcy złotych w nowiutkich tysiączłotowychbanknotach.Porucznik sprawdza pieniądze w sąsiednim pokoju; ani jedenbanknot nie nosi numeru lub serii zastrzeżonej w związku zwłamaniem w Bazanowie.Major jest niemal rozczarowany, podejrzewał, że i te pienią-dze pochodzą z obrabowanego banku. Ile miał pan zapłacić za reperację? pyta. Cztery i pół tysiąca wzdycha Moreno. Po co pan nosił przy sobie tak wielką sumę? dziwi się Ko-rosz. Otrzymałem dzisiaj honorarium, nie zdążyłem przekazaćna swoje konto wyjaśnia muzyk. O tej porze wypłacono panu honorarium, w nocy? Dopierosłyszeliśmy, że spóznił się pan na spotkanie z Zakrzewskimwłaśnie przez brak pieniędzy, więc gdzie to pan otrzymał i kie-dy? Wieczorem oddano mi dług.bo właśnie przedtem całe ho-norarium pożyczyłem i dlatego plącze się Moreno. Dobrze, wrócimy jeszcze do tego przerywa inspektor. Awięc przyszedł pan, uprzednio umówiony, na którą? Na dziewiątą. A kiedy pan tu przybył? Mogło być w pół do jedenastej, może wcześniej. Dobrze zgadza się Korosz. Proszę dokładnie opowie-dzieć, co było dalej! Nikt nie odpowiadał na dzwonek, odruchowo nacisnąłemklamkę.Drzwi nie były zamknięte.Wszedłem, zawołałem: Panie Zakrzewski! Nikt nie odpowiedział.namacałem kon-takt, ale światło nie zapaliło się.zawahałem się, co robić,wówczas usłyszałem coś jak chrapliwy oddech lub zduszonyjęk.Wszedłem po omacku do tego pokoju i na sekreterze za-majaczył mi lichtarz, zapaliłem świecę i wtedy.zobaczyłem goleżącego.Pomyślałem, zasłabł, zemdlał? Podszedłem i przy-klęknąłem przy nim, uniosłem mu głowę i wtedy rzucił się namnie ten kot.Wypadł mi świecznik, świeca zgasła.Straszniesię przeraziłem, a ponieważ i tak nie mogłem już nic pomóc,wyszedłem. Skąd był pan taki pewny, że już nic nie można mu pomóc?Skąd to przekonanie? Usiłowałem go podnieść kurczy się Moreno. Był zimny,bezwładny, sztywny, no i ta krew. Zaraz, zaraz przerywa major sztywny czy bezwładny? Bezwładny, przelewał się przez ręce.zauważyłem finkę. Gdzie leżał nóż, czy tak jak teraz? Proszę, niech pan podej-dzie!Moreno niechętnie, nie mogąc ukryć wstrętu, pomieszanegoze strachem, podchodzi, do zwłok. Prawdopodobnie w tym miejscu, ale nie jestem pewien,.Panie, co ja przeżyłem! trzęsie się i zaczyna płakać, jest bliskiataku nerwowego.Porucznik podaje mu środek uspokajający, tamten posłuszniełyka i popija wodą, podzwaniając zębami o szklankę. Proszę pana podejmuje po chwili major człowiekwzględnie normalny, jeżeli znajdzie się wobec takiego wydarze-nia, usiłuje przynajmniej sprowadzić pomoc, a już na pewnozawiadomić milicję.Dlaczego pan uciekał? Widać jestem nienormalny chwieje głową Moreno. Niewiem! Miałem tylko jedną myśl, chciałem uciec jak najdalej odtej makabry! Bałem się. I to wszystko, nic pan nam więcej nie powie? major z nie-dowierzaniem kręci głową. Nic nie ukrywam jęczy tamten, bezradnie rozkładającręce.Zjawiają się sanitariusze z zakładu medycyny sądowej i zabie-rają zwłoki, co Moreno przyjmuje z widoczną ulgą
[ Pobierz całość w formacie PDF ]