[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Uratować się i dopłynąć do Gotlandii mogły jedynie te, które miały mocne żagle i pełną obsadę ławek.Na drekarze Hlodra brakowało wioślarzy.Dlatego Hlodr dał rozkaz, aby okręt zawrócił do brzegu.Był to manewr trudny, gdyż należało przez chwilę znaleźć się bokiem do nadbiegających fal.Gdy zawracali - zakołysało nimi mocno, pękł maszt i poleciał na lewą burtę powodując jeszcze większy przechył.Okręt zaczął nabierać wody.Wtedy któryś z Ascomannów przeciął liny żaglowe i uwolniony maszt odpłynął w bok, gnany wiatrem i falami, a oni zdani już tylko na wiosła, podrzucani od rufy wielkimi grzywaczami gnali ku brzegom lądu.Ktoś w końcu krzyknął „ziemia” i poczuli radość w sercach.To nic, że wrócą na brzeg estyjski i być może zaraz po wyjściu na ląd czeka ich walka.Pragnęli czuć pod stopami twardy grunt.Do brzegu było jednak wciąż daleko.Fale od rufy nie zawsze unosiły okręt, niekiedy przelewały się przez całą jego długość.Wtedy kilku ludzi porzucało wiosła i wspólnie z Astrid drewnianymi wiadrami wylewali wodę z dna.Fale wciąż chciały odwrócić okręt bokiem, jak człowiek usiłuje ustawić przeciwnika do łatwiejszego uderzenia.Napór wody i ludzkich mięśni był tak wielki, że raptem pękły cztery pióra wioseł i odtąd okręt z coraz większym trudem kierował swój dziób ku lądowi.Ale przecież do piaszczystej łachy z wysokimi wydmami było coraz bliżej.Z głośnym trzaskiem pękło nagle wiosło sterowe i okręt stanął bokiem do fali, przetrzymał dwa uderzenia, aż raptem przewrócił się kilem do góry, przykrywając sobą całą załogę.Dagona ogarnęła ciemność i poczuł w ustach słony smak morza, ale urodził się i wychował nad rzekami i pływał jak wydra.Zanurkował głębiej i wydostał się spod skorupy wraka.Poddał ciało fali i mimo że był w ubraniu, z tarczą na plecach i mieczem u boku, unosił się na wodzie.Co jakiś czas chwytał w płuca oddech i pozwalał, aby zwaliła mu się na głowę i plecy potężna fala.Znikał na krótko w głębokiej jamie wodnej, aby znowu wznieść się w górę na kolejnym grzywaczu.Nie oglądał się za siebie, bo nic go nie obchodziły łupy, które zapewne wpadły do odmętu.Ilekroć spoglądał na boki - nie widział nikogo, a tylko białą pianę i coraz nowe wznoszące się wzgórza zielonkawej wody.Czuł, że kostnieje z zimna, w nogach i rękach pojawiły się bolesne skurcze mięśni, chwilami od chłodu tracił świadomość i wydawało mu się, że widzi nad sobą pochyloną twarz Zely.Gdyby nie lodowata woda, bez trudu dopłynąłby do brzegu, rysującego się tak blisko, jakby na wyciągnięcie ręki.Ciało jednak sztywniało, ciążyła tarcza na plecach i ciągnął na dno przeklęty przez Odyna Tyrfing.Aż wreszcie fala boleśnie uderzyła nim o twardy grunt, wyniosła go na miałki piasek i po chwili usiłowała zabrać z powrotem w morze.Sztywniejącymi palcami wpił się w ziemię i pełznął po piasku, czując, że morze coraz słabiej upomina się o jego ciało.Wreszcie znalazł się na suchym lądzie i legł nieruchomo, ogrzewany promieniami jesiennego słońca.Nie wiedział jak długo leżał.Kiedy uniósł głowę na piaszczystej wydmie, zobaczył Hlodra i Astrid.Jeszcze dalej, na granicy między suchym piaskiem i tym, który wciąż zalewały fale, leżało bezwładnie trzech Ascomannów.Później doszedł do jego uszu głośny trzask.To fale wyrzuciły na brzeg wrak drekara, uderzyły nim o ląd i rozbiły jak skorupę jajka, aby po chwili zabrać na morze i znowu wynieść na brzeg.Na wiotkich nogach, z trudem wlokąc je po miałkim piasku zbliżył się do wydmy, gdzie leżeli Hlodr i Astrid.Wygrzebali w piasku jamę i rozebrani do naga, chcieli się w niej osłonić od północnego wiatru.Mieli ze sobą wiosło - to ono uratowało im życie.Hlodr przeżył niejeden sztorm na morzu i wiedział, że trzeba się czegoś drewnianego trzymać, aby nie utonąć.Odnalazł wiosło i wtedy lewą ręką objął wpół tonącą Astrid, a prawą kurczowo trzymał się drzewca.Potem Astrid oprzytomniała i także uchwyciła się wiosła.- Hlodr dał mi życie - powiedziała do Dagona.- Jeśli umrze, ja także z nim umrę.Hlodr był bez broni.W morzu uwolnił się od wszystkiego, co go obciążało
[ Pobierz całość w formacie PDF ]