[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Karol się nawet nie ruszył.Próbowała go otruć, zastrzelić i co? Nic, zupełne zero.Może go jeszcze zabić zwyczajnie, siekierą, ale to przecież wcale nie o to chodzi, on powinien zginąć gdzieś dalej, jakoś tak, żeby ona miała alibi! Gdzie on w ogóle teraz jest.?!Rzuciła się do telefonu w gabinecie.- Właśnie przed chwilą pan Wolski wszedł do kasyna w Marriotcie - usłyszała Konrada w słuchawce.- Przed chwilą? - zdenerwowała się Malwina.- To co on robił przedtem? Wyjechał już dawno!- Po drodze wstąpił do rusznikarza.- Do jakiego rusznikarza? Po co?- Tego nie wiem.Ale wyszedł od niego z parasolem.Nastąpił moment ciszy.Na słowo “rusznikarz” Malwina zdążyła pomyśleć, że jednak, kupił broń palną, udaje odważnego, tymczasem proszę, jaki ostrożny! Parasol zbił ją z pantałyku.- Kupił u rusznikarza parasol? - spytała niedowierzająco.- Nie wiem.Może pożyczył.W każdym razie wszedł bez parasola, a wyszedł z parasolem.To było widoczne wyraźnie.- Jaki parasol?- Długi, czarny, najwidoczniej nie składany.Taki zwyczajny.Malwina znów zamilkła, bo komunikat ją oszołomił.Karol uznawał tylko parasole składane i w dodatku automatyczne, i miał ich trzy.Zwykły parasol, wyniesiony od rusznikarza.Przerażające!- I teraz jest w Marriotcie? - upewniła się słabo.- Tak jest - przyświadczył z mocą Konrad, który przed minutą uzyskał bieżące informacje od swojego zmiennika, bo od początku mieli taką umowę, zmuszeni do niej fanaberiami Malwiny.Skoro dzwoniła tylko do niego, powinien był wszystko wiedzieć prawie w każdej chwili.- Rozmawia z kimś.Siedzą w kawiarni przy stoliku.Rozmówca wydaje się zdenerwowany, pan Wolski spokojny.- O Boże drogi - powiedziała Malwina rozpaczliwie i odłożyła słuchawkę.Nie wiadomo, dlaczego ten parasol przygnębił ją ostatecznie.Karol jest nie do zdarcia, nie do zniszczenia, jak komórka rakowa, a, właśnie, komórki jej nie kupił oczywiście nie kupił i powiedział, że nie kupi, nic jej nie kupi, a sobie parasol kupił i w dodatku u rusznikarza! Justynki nie ma, nie ma się kogo poradzić, przed kim wyżalić, gorzej, nawet nie może się wyżalić, bo powinna go kochać bez zastrzeżeń.Nie, to jest w ogóle nie do zniesienia!Zesłabła jakoś ze zmartwienia i musiała coś zjeść.Nie chciało jej się podgrzewać pyz, gdzieś tu jeszcze miała resztę kaczki w galarecie.Z majonezem.I otwartą butelkę czerwonego wina.Widząc pochlipującą przy stole Malwinę, Helenka zainteresowała się delikatnie.- Tak płakać przy jedzeniu, to człowiekowi zaszkodzi - zauważyła ostrożnie.- Coś tam pani się dowiedziała takiego.?- Mogli go okraść - wyłkała Malwina.- Chcieli.Mogło być coś okropnego.- Ale nie było? I nie okradli?- Nie.I nawet.nawet.nie wiedział.Nie zauważył.- To i pociecha.Pani już tak przestanie o pana Karola się martwić i jeść.Albo jedno, albo drugie.Wino niech będzie, podobnież humor poprawia, a ze stołu to ja bym już sprzątnęła.Malwina poddała się subtelnej presji.Przeszła do salonu.Druga butelka czerwonego wina jakoś otworzyła się sama.Potem weszły jej pod rękę słone paluszki z francuskiego ciasta.Potem napatoczył się koniak i kawowe czekoladki.O ósmej wieczorem Malwina była już w niezłym stanie, zważywszy, iż wzięła dobre tempo, a ręka jej sama wznosiła się do ust.Nieszczęście gniotło ją kafarem, uświadomiła sobie, że przez ten cholerny parasol zapomniała nawymyślać swojemu wywiadowcy za brak informacji o awanturze na wyścigach, zarazem dotarło do niej, że na bazarze została oszukana skandalicznie, nabój z wodą jej sprzedali, zamiast takiego prawdziwego, drogą naturalnych skojarzeń przyszła jej na myśl pieniądze, no pewnie, te strzelające uczciwie były droższe, no pewnie, Karol może sobie pozwolić na odwiedzanie rusznikarza, ona nie.Boże drogi, gdybyż miała własne pieniądze.!Wszystko, ale to absolutnie wszystko było przeciwko niej!Wizja pieniędzy w połączeniu z czerwonym winem i koniakiem nagle eksplodowała w niej zuchwalstwem.Karol nie dość, że ma, to jeszcze podobno wygrywa! I dysponuje tym swobodnie, a ona głupiej komórki nie może się doprosić! A co ona, gorsza? Od macochy? Sroce spod ogona wypadła? A dlaczegóż to ona również nie miałaby wygrać?Marriott nie.Skoro Karol tam siedzi.Zamajaczył jej Pałac Kultury.Absolutna niemożność znalezienia na poczekaniu kluczyków do samochodu sprawiła, że Malwina zadzwoniła po taksówkę.Wracająca właśnie do domu Justynka ujrzała przed bramą taksówkę.Pomyślała, że ktoś do nich przyjechał, ale żadne złe przeczucie jeszcze się w niej nie zalęgło.Miała własne zgryzoty.Odwiózł ją samochodem Piotr.Tak, Piotr, w którym była troszeczkę zakochana i który potraktował ją tak przeraźliwie przyjacielsko, że aż się niedobrze robiło.Jakiś taki radosny, wyzuty z dotychczasowego smętku, wyjawił po drodze przyczyny tej pogody ducha.Zwierzył się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]