[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Przypuszczam, że nie wierzysz, by coś takiego mogło się zdarzyć, lecz jednak się zdarzyło.Reszta mnie spłynęła w basenie.Dobra definicja absurdu, nie?David dołączył do stojących z tyłu półciężarówki Steve'a i Cynthii.Był blady i bardzo zmęczony, lecz już się opanował.- Nosisz na sobie jego znak - powiedział.- Tak pozwoli ci odejść, ale kiedy poczujesz na skórze jego zapach, pożałujesz, że nie zostałeś.Johnny przyglądał się chłopcu przez długą, bardzo długą chwilę, walcząc z pokusą powrotu do ciężarówki, angażując w tę walkę całą swą, niemałą przecież, siłę woli.- Więc chyba będę musiał oblewać się wodą po goleniu - rzucił w końcu.- Do widzenia, chłopcy i dziewczęta.Zostańcie z Bogiem.Odszedł.Szedł szybko, bardzo szybko.Gdyby choć odrobinę przyspieszył kroku, biegłby.4W półciężarówce Steve'a panowała cisza.Spoglądali za Johnnym, dopóki nie zniknął im z oczu, a kiedy zniknął, nadal nie rozmawiali.Ralph Carver obejmował syna, David zaś myślał o tym, że jeszcze nigdy w życiu nie czuł się taki pusty, jakby nic z niego nie pozostało.A więc wszystko skończone.Przegrali.Kopnął butelkę po coli.Patrzył, jak toczy się po podłodze budy, odbija się od jej ściany i nieruchomieje obok.Zrobił krok w przód.- Zobaczcie, portfel Johnny'ego - powiedział głośno.- Pewnie wypadł mu z kieszeni.- Biedny Johnny - użaliła się nad Marinville'em Cynthia.- Zdumiewające, że nie zgubił go wcześniej - odezwał się Steve głuchym, obojętnym tonem człowieka, który myśli o czymś zupełnie innym.- Ile razy powtarzałem mu, że facet, który jeździ na motocyklu, powinien trzymać portfel na łańcuchu? - Na jego wargach pojawił się cień uśmiechu.- Wygląda na to, że nie uda mu się wynająć w Austin tych pokoi tak łatwo, jak przypuszcza.- Mam nadzieję, że będzie spał na jakimś cholernym parkingu - odezwał się Ralph.- Albo przy drodze.David prawie ich nie słyszał.Czuł się tak samo jak tego dnia w Lasku Niedźwiedzim - nie wtedy, kiedy Bóg do niego mówił, lecz wtedy, kiedy uświadomił sobie, że zaraz przemówi.Pochylił się, by podnieść portfel Johnny'ego, a gdy go dotykał, w jego głowie coś eksplodowało jak kula elektryczności.Stęknął głucho.Ściskając w dłoni portfel, opadł na podłogę, oparł się o ścianę rydera.- Synku? - Głos Ralpha dobiegł go echem, które przemierzyć musiało przedtem tysiące kilometrów.Zignorował ojca i otworzył portfel.W jednej kieszonce znalazł pieniądze, w drugiej papiery: notatki, wizytówki i tak dalej.Nie obchodziły go.Rozpiął zatrzask po wewnętrznej lewej stronie portfela, uwalniając harmonię włożonych do plastikowych kieszonek fotografii.Niejasno zdawał sobie sprawę, że inni gromadzą się wokół niego, nie poświęcił im jednak chwili uwagi; przewracał fotografie, przesuwając lata między palcami: brodaty Johnny i piękna ciemnowłosa kobieta o wysokich kościach policzkowych i spiczastych piersiach, Johnny z siwymi wąsami przy relingu jachtu, Johnny z kucykiem w tęczowym jabbho obok aktora wyglądającego jak Paul Newman, nim Newmanowi przyśniło się w ogóle, że będzie sprzedawał majonez do sałatek.Każdy kolejny Johnny był odrobinę młodszy od poprzedniego - włosy na brodzie, wąsach i głowie miał odrobinę ciemniejsze, zmarszczki na twarzy mniej wyraźne.- Tu - szepnął David.- O mój Boże, tu!Spróbował wyjąć fotografię z plastikowej kieszonki i nie mógł, tak bardzo drżały mu ręce.Steve wziął portfel, wydobył zdjęcie i podał je chłopcu.David wpatrzył się w nie z przerażonym zdumieniem astronoma, który właśnie odkrył nową planetę.- Co się stało? - Cynthia zajrzała mu przez ramię.- To szef - wyjaśnił jej Steve.- Był tam.tak właśnie mówi o Wietnamie, “tam”.Prawie rok zbierał materiały do książki.Mam wrażenie, że napisał też parę artykułów o wojnie.- Spojrzał na Davida.- Wiedziałeś, że to zdjęcie tu jest?- Wiedziałem, że coś tu jest - odparł chłopiec tak cicho, że prawie nie sposób było usłyszeć jego słów.- Gdy tylko zobaczyłem portfel na podłodze.Przecież.to był on! - Zamilkł, a potem powtórzył z niebotycznym zdumieniem.- To był on.- Kim był kto? - zdumiał się Ralph.David nie odpowiedział, gapił się tylko na zdjęcie.Przedstawiało trzech mężczyzn, stojących przed ceglaną ruderą - barem, sądząc z widocznego w oknie znaku Budweisera.Na chodniku tłoczyli się Azjaci.Po lewej stronie, zatrzymana na wieczność przez migawkę starego aparatu, rozmyta i zamazana, jechała na motorowerze dziewczyna.Mężczyźni po lewej i prawej ubrani byli w koszulki polo i luźne spodnie.Jeden z nich, wyjątkowo wysoki, trzymał w ręku notes.Drugi obwieszony był kamerami.Pośrodku tria stał mężczyzna w dżinsach i szarym podkoszulku.Na tył głowy zsuniętą miał czapeczkę baseballową Jankesów.Pierś przecinał mu pasek, na jego biodrze wisiało zaś coś dużego, w skórzanym pokrowcu.- Radio.- David wskazał palcem to coś.Steve przyjrzał się zdjęciu z większą uwagą.- Nie - zaopiniował w końcu.- To magnetofon z sześćdziesiątego ósmego roku.- Kiedy spotkałem go w Krainie Zmarłych, miał radio.David nie mógł oderwać oczu od zdjęcia.Wargi miał spieczone, suchy język nie chciał zmieścić się w ustach.Mężczyzna pośrodku zdjęcia uśmiechał się, w dłoni trzymał przeciwsłoneczne lustrzanki.Nie było żadnej wątpliwości, kim jest.Nad jego głową, nad drzwiami baru, z którego wszyscy trzej wyszli zapewne przed chwilą, widniał namalowany ręcznie znak z nazwą: “Strażnica Wietkongu”.5Nie straciła przytomności, krzyczała jednak, dokąd coś nie przeskoczyło jej w głowie, dokąd siła nie odpłynęła nagle z jej mięśni.Mary zatoczyła się.Chwyciła brzeg stołu, próbując zachować równowagę, wcale nie chciała łapać się stołu, łaziły po nim skorpiony i pająki, by nie wspomnieć obecności trupa z przestrzelonym gardłem, siedzącego nad wazą pysznej krwi, jeszcze mniej podobała się jej jednak perspektywa upadku na podłogę.Podłoga była królestwem węży.Pozostało jej tylko paść na kolana, nie puszczając stołu tą dłonią, w której nie trzymała latarki.W tej pozycji było coś niesłychanie pocieszającego.Uspokajającego.Niemal natychmiast domyśliła się, o co chodzi.O Davida, oczywiście.Klęczała, a to przypomniało jej, jak wtedy w celi, którą dzielił z Billingsleyem, David klęknął tak zwyczajnie, po prostu, z ufnością.Usłyszała nawet jego słowa, wypowiedziane lekko przepraszającym tonem: “Czy mogłaby się pani odwrócić? Muszę zdjąć spodnie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]