[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dostrzegali jednak tylko malutkie błękitne okienko w ciemnych zwałach chmur i wracali do swojej roboty.Takasi odnalazł Nataszę.Jej wykop był głębszy od sąsiednich, bo dziewczyna szukała początków miasta, ale interesująca ją warstwa kulturowa była mocno przemieszana nie tylko przez znacznie późniejszą sieć miejskiej infrastruktury, lecz także przez tunel metra, w którym szukali schronienia i zginęli nieliczni mieszkańcy miasta.Natasza w białej chustce na głowie stała obok automatu wybierającego ziemię.Nie ufała mu i w każdej chwili gotowa była odpędzić go na bok.W ręku trzymała pędzel.Takasi zapragnął zejść na dół i dzielić jej radość w momencie, kiedy dziewczyna znajdzie prawdziwy skarb.Bo przecież praca egzoarcheologa dlatego jest tak trudna i pasjonująca zarazem, że nigdy nie wiadomo, co znajdzie się za pięć minut.Na Ziemi znaleziska zawsze można do pewnego stopnia przewidzieć, bo zawsze istnieje określone prawdopodobieństwo ich występowania.A co tu jest prawdopodobne? Co można przewidzieć przy badaniach śladów obcej cywilizacji?Takasi zjechał do wykopu, wznosząc przy tym tumany kurzu i narażając się na gniewny monolog Petersona, który dosłownie na sekundę przed tym oczyścił z przyschniętej ziemi brązowe zwierciadło i przeglądał się w nim, podziwiając własny szczęśliwy uśmiech.Później niezbyt zręcznie przeskoczył przez minikoparkę, wygryzającą pracowicie słup fundamentowy, obiecał Kruminszowi, który próbował zgadnąć, co kryje się za stalowym włazem, podskoczyć w wolnej chwili do tropicieli po szperacz i wreszcie dotarł do Nataszy.Nic się tam przez ten czas nie zmieniło.Natasza nadal stała, zaciskając w piąstce pędzel, a automat wykopywał bruzdę wokół przerdzewiałego naczynia.- Już się dzisiaj widzieliśmy - powiedziała Natasza nie patrząc w jego stronę.- Przyszedłem sfotografować twój skarb - wyjaśnił Takasi.- Jeszcze go nie ma - powiedziała Natasza.- Poczekam - uspokoił ją Takasi.- Po co? Nie masz nic innego do roboty?- Człowiek zawsze ma coś do roboty - zapewnił Takasi.- No to po co przyszedłeś przeszkadzać w pracy innym?- Nie przyszedłem przeszkadzać, tylko zachwycać się tobą.- Próżniak! - wykrzyknęła Natasza i leciutko się zaczerwieniła.- Dlaczego się ze mnie nabijasz?- Nataszko - powiedział dobitnie Takasi.- Nigdy się ż ciebie nie nabijam i nigdy się z ciebie nie śmieję! Nawet wówczas, kiedy mnie rozśmieszasz.A ty, podobnie jak wiele innych młodych dziewcząt, wolisz niedomówienia od prawdy.Miło ci jest słyszeć, że taki przystojny, silny i utalentowany mężczyzna jak ja, przyszedł tylko po to, aby się tobą pozachwycać.Aż zaróżowiłaś się z zadowolenia.Aż palce zaróżowiły ci się z zadowolenia.Dlaczego więc udajesz, że jesteś na mnie oburzona?Wówczas Natasza obróciła się ku niemu i uniosła pędzel jak miecz.- Posłuchaj, Takasi-san! - powiedziała.- Dopóki nie poznałam ciebie, byłam święcie przekonana, że Japończycy są ludźmi delikatnymi, że jest to naród o tak pradawnej i wyrafinowanej kulturze, że dobre wychowanie weszło im w krew.Ale bardzo mnie pod tym względem rozczarowałeś.- To niezmiernie smutne, Nataszo - zmartwił się Takasi.- Naprawdę nie chciałem cię rozczarowywać.Zresztą pomyliłaś brak wychowania ze szczerością.Kiedy przychodzę, żeby się zachwycać tobą, nie potrafię tego ukryć.I nie będę ukrywał, bo zjawi się natychmiast ktoś inny i zakręci ci w głowie półsłówkami, tak miłymi niewinnemu dziewczęcemu sercu.- Każdy! - wykrzyknęła z irytacją Natasza.- Byleby nie ten smarkacz ze spotworniałymi mięśniami, który żłopie mleko skondensowane jak cielak i zamiast zająć się samokształceniem, w wolnych chwilach dźwiga kamienie.Mężczyzna nie powinien tak dbać o własną urodę.- Jedni zbierają znaczki - powiedział Takasi - a inni okazy motyli.Inni jeszcze budują perpetuum mobile.Ja natomiast jestem ciekaw, co mogę zrobić z siebie samego.- I tak nie staniesz się silniejszy od konia - parsknęła Natasza.- A ja cię wkrótce znienawidzę.- Znowu niedomówienie - powiedział ze smutkiem w głosie Takasi.- Zamiast powiedzieć prawdę.- Jaką prawdę? - zapytała szybko Natasza.- Że wkrótce mnie pokochasz.Nie masz innego wyjścia.Jestem przystojny, mądry i utalentowany.Mam bardzo miłych staruszków, którzy mieszkają na Hokkaido i czekają, kiedy ich syn przywiezie do domu piękną i posłuszną żonę.- Odejdź!W tym momencie rozległ się ostry trzask, a odłamki zardzewiałego naczynia wypadły ze swego odwiecznego siedliska i rozsypały się po dnie wykopu.Pozostawiony bez nadzoru, automat zachował się zbyt energicznie.- Wszystko przez ciebie! - krzyknęła Natasza.- Oczywiście ty jesteś temu winien! Takie wspaniałe naczynie! I po co cię tu przyniosło?!- Przepraszam - powiedział Takasi, podciągnął się na rękach wyskoczył z wykopu.- Przynieść ci klej? - zapytał już z góry.- Niczego od ciebie nie potrzebuję!Takasi poszedł wąskimi groblami, oddzielającymi od siebie poszczególne wykopy.Wcale nie był tak pewny siebie, jak to się wydawało Nataszy.Mało tego, był teraz na siebie wściekły i zgadzał się z dziewczyną, że bardziej próżnego i bezczelnego faceta nie ma w całej ich ekipie.Zawisła nad nim malutka awionetka.Kiroczka Tkaczenko wyjrzała z niej i awionetka groźnie się przechyliła.- Taks - powiedziała Kiroczka.- Stanczo dał mi tę maszynkę, a Kruminsz powiedział, żebym ją oddała tobie, bo obiecałeś mu skoczyć do tropicieli po szperacz.Mnie szperacza te skąpiradła nie dadzą.Awionetka opadła na groblę i Kiroczka wyciągnęła rękę, żeby Takasi pomógł jej wysiąść.- Kiroczka, czym ty farbujesz włosy? - zapytał Takasi.- Skąd bierzesz tyle złota? Bardzo ci te twoje loki ciążą na głowie?- Taks, jesteś bardzo kochany - powiedziała Kiroczka, przygładzając odruchowo swoje rzeczywiście wspaniałe rude włosy - ale zadajesz mi to pytanie co dwie godziny.Jeszcze ci się nie znudziło?- Nie - odparł Takasi, gramoląc się do kabiny awionetki.- Pytanie jest bardzo dla ciebie miłe i dlatego je zadaję.- Taks, jesteś w złym humorze - zauważyła Kiroczka.- Pewnie pokłóciłeś się z Nataszą albo ona ci nawymyślała.Nie martw się, do wieczora na pewno się pogodzicie.- Dziękuję - powiedział Takasi i poderwał awionetkę.Wiatr wzmógł się i zbijał maszynę z kursu.Wykop, wyglądający z góry jak laboratoryjny labirynt z zabłąkanymi w nim myszkami, odpłynął do tyłu.Awionetka leciała teraz nad wielkim jeziorem i kierowała się w stronę brzegu, na którym tropiciele zamierzali badać schron przeciwlotniczy.Ich namiot był doskonale widoczny, ale Takasi nie poleciał wprost do niego, tylko wylądował na wysepce, żeby sprawdzić, czy przypadkiem żółwie nie zabierają się już do składania jaj.Wysepka była pokryta gruboziarnistym białym piaskiem i archeolodzy latem korzystali z tej pięknej plaży.Żółwich śladów jeszcze nie było.Potem Takasi zatoczył koło nad kadłubem zatopionego statku.Już dawno miał zamiar, jeśli tylko czas na to pozwoli, zejść na statek i odnaleźć tam dziennik pokładowy z ostatnim wpisem kapitana.Wreszcie przemknął lotem koszącym nad stadem ryb, obserwując, jak ławica wchodzi do ujścia rzeki.Ogromny rudobrody mężczyzna, Gűnther Jantz, stał na brzegu i patrzył, jak awionetka zniża się nad namiotem.- Taks - powiedział.- Jesteś strasznie ciekawski.- Nie jestem ciekawski, tylko żądny wiedzy - odparł Takasi.- Kruminsz przysłał cię do nas po szperacz, ponieważ sądzi, że nikt prócz ciebie nie zdoła go od nas wycyganić.Ty się jednak zupełnie nie spieszysz
[ Pobierz całość w formacie PDF ]