[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przyjrzawszy mu się uważniej Lesio znów wyczuł coś w rodzajupokrewieństwa dusz.Wyjął z kieszeni swoje bilety i podetknął zrezygnowanemu osobnikowi pod nos.- Proszę pana, co to? - spytał rozpaczliwym tonem, zawierając w tym pytaniu wszystkie wątpliwości, jakie go przepełniały.Osobnik spojrzał na bilety, potem na Lesia, potem znów na bilety z nagle obudzonym, nikłym zainteresowaniem.- Makulatura - odparł z goryczą po chwili namysłu.- To znaczy, że ja przegrałem? - spytał znów Lesio tonem, wyrażającym wszystkie uczucia na raz.Oburzenie, niedowierzanie, rozpacz, niebotyczne zdumienie i równie niebotyczną zgrozę.Osobnik przyjrzał mu się z nieco większym zainteresowaniem i wyczuwszy wiejące od Lesia opary niewywietrzałego jeszcze całkowicie alkoholu, zgasił w sobie rodzące się zdziwienie.- Jak w mordę strzelił! - odparł krótko i po chwili dodał: - Ja też.Wszystko.Po czym znów pogrążył się w kontemplacji przestrzeni przed sobą.Lesio pojął, że nie powinien mu już więcej przeszkadzać.A przy tym słowo "wszystko" nasunęło mu pocieszającą myśl, że on przegrał jeszcze nie wszystko.Na nowo obudził się w nim gwałtownie duch dziada_hazardzisty, przytłamszony nieco ostatnimi, emocjonującymi realiami.Skoro nie przegrał jeszcze wszystkiego, to może grać nadal! Będzie grał zatem! Będzie grał i zaraz się odegra.Czuwająca nad szaleńcami miłosierna Opatrzność zadbała o dwa sposoby uratowania dążącej do zguby ofiary.Po pierwsze wysłała Lesia na Wyścigi dopiero na czwartą gonitwę, w której nie zdążył jeszcze wziąć udziału.Wygrawszy w piątej i szóstej i przegrawszy w siódmej, miał przed sobą już tylko dwa biegi.Dzięki drugiemu sposobowi Opatrzności nie zdążył stracić w nich więcej niż dwa tysiące złotych, z przyczyn nader prostych.Otóż nie przyszło mu do głowy, że mógłby obstawiać więcej kombinacji niż jedną, a nikt jakoś, szczęśliwie, tej złotej myśli mu nie podsunął.Dzierżąc wysoko sztandar dziadowskiego honoru Lesio absolutnie nie mógł już zejść poniżej stawki tysiąca złotych i gdyby obstawiał kilka porządków niewątpliwie przegrałby wszystko co do grosza.Dzięki opece sił wyższych pozbył się więc tylko uciążliwego balastu trzech tysięcy, a z całą resztą pozostał.Kiedy, jako jeden z ostatnich, opuszczał tereny rozpusty, umysł jego był już na nowo zdolny do podjęcia pracy.Przeżyte emocje wytrzeźwiły go całkowicie.Przeliczył posiadane fundusze i stwierdził, że wynoszą one cztery tysiące dwieście złotych, co zdziwiło go niewymownie.W tych dwóch okropnych ostatnich gonitwach miał wrażenie, że przegrywa jakiś kolosalny majątek, jakieś rodowe posiadłości, wsie, pałace, posag żony.Własny los pomylił mu się doszczętnie z losem wyimaginowanego dziada w Monte Carlo.Dziad mógł sobie posiadać dobra ziemskie, jego żona, prawdopodobnie babcia, niewątpliwie posiadała posag, żona Lesia natomiast z całą pewnością nie posiadała nic.I całe szczęście, że nie posiadała nic, gdyby bowiem miała cokolwiek, Lesio bezwzględnie by to przegrał! Czując coś w rodzaju mglistej wdzięczności do panującego ustroju, Lesio szedł sobie piechotą i rozmyślał.Wzniosłeszaleństwo, które opętało go w barze rybnym, pozwoliło mu odegrać powierzoną przez współpracowników sumę.Nie dość na tym, ma nawet, zaraz, ile?.Ma nawet.Dwieście złotych było jego, ale niech będzie, że je przepił.A więc ma nawet tysiąc osiemset złotych in plus.Teraz potrzebny jest tylko następny cud.Jeśli na przeklęte, nie wysłane kupony nie padnie więcej niż to, co w tej chwili posiada, będzie mógł całą tę okropną historię ukryć przed otoczeniem i ocalić honor.Nie wyjdzie na defraudanta ani może nawet na idiotę, będzie mógł śmiało patrzeć ludziom w oczy.Trzeba zaraz, natychmiast, posłuchać wyników tej wstrętnej, kretyńskiej gry! Miotany na zmianę nadzieją i niepokojem Lesio przyśpieszył kroku i pędził ku rodzinnemu domowi, nie przeczuwając zupełnie, co go tam czeka.Zdegustowana postępowaniem Lesia w ciągu minionych kilku tygodni jego małżonka postanowiła tego to właśnie niedzielnego poranka okazać mu swoje niezadowolenie.Na podjęcie tej stanowczej decyzji wpłynął wydatnie poprzedni, sobotni wieczór, spędzony przez Lesia w sposób tajemniczy, niezaplanowany i zakończony około godziny trzeciej w nocy.Spokojna, zrównoważona, rozsądna i pełna umiarkowanej tolerancji Kasieńka po głębokim namyśle doszła do wniosku, że łagodność jest tu zupełnie niewskazana i że należy Lesiem wstrząsnąć.Postanowiła zrobić mu karczemną awanturę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •