[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie potrzebuję. Próbuję muzwrócić receptę, ale podnosi rękę. Wez namawia. Na wszelki wypadek.Wywracam oczami. Dobra, co za różnica. Zwijam ją i wciskam doportfela. Do zobaczenia za tydzień.Rozdział 15MILACzemu na litość boską zgodziłam się pomagać w TheHill w godzinach szczytu? Po pierwsze: nie ma godzinszczytu, nie o tej porze roku.A po drugie, powinnambyła przewidzieć, że Maddy chce się ze mną widziećtylko po to, żeby mi palnąć kazanie. Nie podoba mi się to oznajmia i oczywiście ma namyśli Paxa.I to, że wczoraj znów się widzieliśmy. Niejest dla ciebie dobry.Złamie ci serce, a ja będę musiałazbierać kawałki.Wpatruję się w nią. Już to przerabiałyśmy.Wzięłam pod uwagę twojezdanie.Chcesz mi powiedzieć coś jeszcze?Stoję przed jej biurkiem z rękami opartymi nabiodrach i zdecydowaną mam nadzieję miną.Madison sznuruje usta, a potem kręci głową. Nie. Dobrze.Skończę to, co zaczęłam, a potem idę. Przyjdziesz pomóc dziś wieczorem? Nie.Nie ustaliłyśmy tego wcześniej, mam już plany.Aypie na mnie wściekle. Randka z twoim ulubionym dilerem?Patrzę z równą wściekłością. Nie jest dilerem, a moje plany to nie twoja sprawa. Jesteś moją siostrą, więc sprawa jest moja odparowuje ze złością.Nie odpowiadam, idę do jadalni.Tony gwiżdże przybarze.Podchodzę i siadam na stołku.Uśmiecham się do jego piosenki. Zawsze jesteś szczęśliwy, Tony.Jak ty to robisz?Zerka na mnie znad limonek, które właśnie kroi. A czemu miałbym nie być szczęśliwy? Mamwszystko, czego mi trzeba, a w domu śliczną żonkę.Todobre życie.Kiwam głową. Racja.Najlepsze są proste rzeczy, prawda?Kiwa głową i przygląda mi się uważnie.Nóż zamieraw połowie owocu. Skąd ta smutna mina, mia bella? Mam komuśpołamać nogi?Patrzę zdziwiona, a on wybucha śmiechem. Chodzi ci o Paxa? dopytuję. Maddy próbowałacię przeciągnąć na swoją stronę? Chmurzy się. Jestem po twojej stronie.I po jej stronie.Połamięnogi każdemu, kto zrobi którejś z was przykrość.Koniec.Nieważne, czy to ten dzieciak, czy ktoś inny.Patrzę na niego i widzę że mówi poważnie.Wyobrażam sobie wielkiego, nachmurzonego Tony egowywijającego batem i aż się wzdrygam. A co myślisz o tym dzieciaku ? Rozmawiałeś znim niedawno.Jakie zrobił na tobie wrażenie?Zastanawia się, a potem się opiera na barze. Trudno powiedzieć.Wydawał się miły, uprzejmy.Dobrze wychowany.To już coś mówi.I dżinsy niewisiały mu dupie jak innym gnojkom w jego wieku.Aleswoje przeżył.Już o tym wiesz.Zawsze cię ciągnęło doistot, które wymagają ratunku.Pamiętasz tego staregobezpańskiego psa, którego tu przyprowadziłaś, jak byłaśmała? Patrzy na mnie i nie zmieniając tonu głosu,dodaje: A tak w ogóle, dzieciak przyszedł. Co? Odwracam się i widzę, że Pax wchodzi dorestauracji.Nie wiem, skąd wiedział, że tu jestem.Tony się uśmiecha, nuci dalej i zaczyna wycieraćdrewniany bar, a ja idę do Paxa. Cześć mówię i staję przed nim.Wpatruję się wjego twarz i usiłuję wywnioskować, w jakim jestnastroju.Jak poszła sesja? Nie jestem pewna, czypowinnam pytać. Cześć odpowiada, potem się uśmiecha.Jestzmęczony, ale poza tym chyba wszystko w porządku. Przyszedłeś na lunch? pytam.Kręci głową. Nie.Przyszedłem po ciebie. Po mnie? Pytanie wychodzi mi trochę piskliwie iPax się uśmiecha. Tak, po ciebie.Chcę na chwilę zniknąć z miasta,żeby przewietrzyć głowę.Wchodzisz w to?Wpatruję się w jego orzechowe oczy.Jest stropiony izmęczony. Potrzebujesz towarzystwa? Twojego tak.Mojego tak.Zciska mnie w gardle.Kiwam głową i wiem, że w tej chwili zgodziłabym sięabsolutnie na wszystko. A gdzie chcesz jechać? pytam, chociaż to nie mażadnego znaczenia. Jezioro jeszcze nie zaczęło zamarzać.Pomyślałem,że możemy wziąć moją łódkę i przepłynąć się ostatniraz w sezonie.Kiwam głową i bez namysłu ruszam do drzwi.Aapie mnie za łokieć. Może wezmiesz kurtkę?Zmieje się i ja też muszę się roześmiać.Kretynka zemnie.Na zewnątrz jest zimno, a na jeziorze jeszczezimniej.Idę na zaplecze i puszczam mimo uszuutyskiwania Maddy na nieskończoną pracę.Wracam do Paxa i biorę go pod rękę.Nie mogę niezauważyć, jak doskonale moje palce pasują do zgięciajego łokcia.Zostawiam samochód pod The Hill i autem Paxajedziemy do przystani.Obwąchuję wnętrze. Smród wymiocin wywietrzał. Pachnie skórą isosnowym odświeżaczem powietrza.Pax kręci głową. Fajnie, że o tym mówisz.Nigdy mi tego niezapomnisz, co? Raczej nie odpowiadam w zamyśleniu i patrzęprzez okno.Ayse zimowe drzewa rozmywają się zaszybą, a The Hill zostaje daleko za nami.Po kilku minutach jesteśmy przy przystani.Deptak otej porze roku jest całkiem opustoszały.Większość łodzizostała zabrana na zimę.Miejsce wygląda na bezludne.Pax otwiera bagażnik i grzebie tam chwilę, a potemwyciąga ciężką niebieską parkę. Na wodzie będzie zimno mówi, jakbym niewiedziała. Owiń się tym.Pomaga mi ją włożyć, a gdy już wyglądam jakbałwan z koszmaru, idziemy w stronę dużej łodzimotorowej.Musiała kosztować tysiące tysięcy dolarów, ale nic niemówię.Pax pomaga mi wsiąść.Siadam na podłodze,tam jestem bardziej osłonięta od wiatru, a on włączasilnik.Ryk przerywa ciszę, a my oddalamy się odbrzegu.Wkrótce twarz Paxa jest cała czerwona od wiatru.Zima jest póki co łagodna, ale na jeziorze panująarktyczne temperatury
[ Pobierz całość w formacie PDF ]