[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wnętrze przypominało chodnik w kopalni: rząd wsporników pośrodku, a nad głowami po-przeczne belki, ciągnące się daleko w mrok % bez końca.Po lewej stronie majaczyła wielka,spadzista bryła, jakby wgięcie w burcie.Cała przestrzeń, pełna kształtów i cieni, drgała usta-wicznym ruchem.Bosman wytrzeszczył oczy: statek przechylił się na prawą burtę.Straszliwyryk wydobył się z owej bryły obsuwającej się jak góra ziemi.Kawałki drewna przelatywały ze świstem. Deski % pomyślał niezmiernie zdumiony, co-fając głowę.Koło jego nóg prześliznął się na plecach człowiek.Miał szeroko otwarte oczy istarał się podniesionymi rękoma uchwycić coś, czego nie było.Za nim, jak oderwany kamień,przetoczył się inny, z głową między nogami.Zacisnął pięści, warkoczem smagał powietrze.Wyciągnął ręce, by złapać bosmana za nogi; z otwartej dłoni wypadł mu biały błyszczącykrążek, potoczył się i stuknął o but bosmana.Rozpoznając srebrny dolar, bosman krzyknął zezdziwienia.Z gwałtownym tupotem i szuraniem bosych stóp, wśród gardłowych okrzyków,kopiec wijących się ciał odpadł od ściany i ześliznął się, bezwładny i szamoczący, aż uderzyłz tępym łoskotem o prawą burtę.Krzyki ustały.Poprzez wycie i świst wiatru doleciał bosma-29 na przeciągły jęk i zobaczył przed sobą zawiłą plątaninę głów, ramion, bosych stóp wierzga-jących w powietrzu, uniesionych pięści, koziołkujących pleców, nóg, warkoczy, twarzy.% Wielki Boże! % krzyknął przerażony i czym prędzej zatrzasnął żelazne drzwi.Przyszedł na mostek, żeby o tym powiedzieć.Nie mógł przecież zachować tej wiadomościdla siebie; a na całym statku jest tylko jeden człowiek, któremu warto się zwierzyć.Kiedywracał, marynarze w korytarzu wymyślali mu od wariatów.Dlaczego nie przyniósł lampy?Co kogo, u diabła, obchodzą kulisi? Ale kiedy znalazł się na pokładzie, wszystko, co działosię w środku, wydało mu się mało ważne w zestawieniu z krytycznym położeniem statku.W pierwszej chwili miał wrażenie, że wyszedł z korytarza właśnie w chwili tonięcia stat-ku.Drabinki prowadzące na mostek były zerwane, ale poniosła go olbrzymia fala, wypełnia-jąca cały tylny pokład.Potem przeleżał pewien czas na brzuchu, trzymając się pierścienia domocowania lin.Od czasu do czasu łapał powietrze i łykał słoną wodę.Z wysiłkiem posuwałsię coraz dalej na czworakach, zbyt oszołomiony i przerażony, aby zawrócić.W ten sposóbdotarł na tyły sterówki.W tym względnie osłoniętym miejscu odnalazł drugiego oficera.Bosman był mile zaskoczony % miał wrażenie, że dawno już wszystkich zmyło z pokładu.Zaczął skwapliwie wypytywać o kapitana.Drugi oficer przykucnął jak złośliwe zwierzątko pod żywopłotem.% Kapitan? Wpakował nas w tę historię, a sam poszedł za burtę.Pewnie to samo stało się z pierwszym, ale go to ani ziębi, ani grzeje.Taki sam dureń.Mniejsza z tym.Wszystkich to czeka prędzej czy pózniej.Bosman wyczołgał się z powrotem na pełny wiatr; jak twierdził, nie dlatego, żeby spo-dziewał się kogoś znalezć, tylko po to, aby uciec od  tego człowieka.Czołgał się jak banita,który wyrusza we wrogi świat.Dlatego ucieszył się bardzo, kiedy odnalazł Jukesa i kapitana.Ale to, co działo się na międzypokładzie, stało się już dla niego mało ważne.Poza tym ledwogo mogli usłyszeć.Udało mu się jednak przekazać wiadomość, że Chińczycy przewalają sięrazem ze swoimi kuferkami i że przychodzi, by o tym zameldować.Co do marynarzy, to nicim nie jest.Potem, uspokojony, osunął się na pokład i na siedząco objął rękami i nogami sto-jak telegrafu maszynowego % gruby, żelazny słup.Jeżeli to pójdzie, to z pewnością i jegorzuci za burtę.Przestał myśleć o kulisach.Kapitan MacWhirr zdołał wytłumaczyć Jukesowi swoje życzenie, aby zszedł na dół i zo-baczył, co się dzieje.% Co mam tam zrobić, panie kapitanie? % Drżenie całego mokrego ciała upodabniało głosJukesa do baraniego beku.% Najpierw zobaczyć.Bosman.mówi.kotłują się.% Bosman to skończony bałwan % zawył rozdygotany Jukes.Oburzyła go absurdalnośćrozkazu.Odczuwał taką niechęć do zejścia w dół, jakby statek miał zatonąć natychmiast, kie-dy opuści pokład.% Muszę wiedzieć.nie mogę zejść.% Sami dojdą do ładu, panie kapitanie.% Biją się.bosman mówi, biją się.Dlaczego? Nie mogę pozwolić.bijatyka.na stat-ku.wolałbym zatrzymać pana tutaj.wypadek.gdyby zmyło za burtę.Niech pan to.przerwie.Zobaczy pan i powie mnie.przez rurę maszynowni Nie chcę, by pan przychodziłtu.za często.Niebezpieczne.chodzenie.po pokładzie.Jukes, z głową jak w kleszczach, zmuszony był słuchać tych rad, które brzmiały dla niegoprzerażająco.% Nie chcę.pan zginął.dopokąd.statek nie.Rout.można polegać.Statek.może.przez to.jeszcze w porządku.Jukes zrozumiał nagle, że musi pójść.% Czy pan myśli, że on wytrzyma? % wrzasnął.Ale wiatr pochłonął odpowiedz, z którejJukes dosłyszał tylko jedno słowo wypowiedziane z wielką stanowczością: .Zawsze.30 Kapitan MacWhirr wypuścił Jukesa i nachylając się nad bosmanem, ryknął: Wracajcie z pierwszym.Jukes wiedział tylko tyle, że ręka kapitańska osunęła mu się z pleców.Został wysłany zpoleceniem % ale jakim? Zdenerwowany, nieopatrznie przestał się trzymać i natychmiast po-rwał go wiatr.Zdawało mu się, że już nie ma ratunku i że wyleci prosto przez rufę.Bez wa-hania runął plackiem na pokład, a bosman, idący z tyłu, padł na niego.% Niech pan jeszcze nie wstaje % wołał bosman.% Nie tak szybko!Przewaliła się nad nimi fala.Z bełkotów bosmana Jukes zrozumiał, że trapy na mostek sązerwane.% Spuszczę pana w dół za ręce % wrzeszczał bosman.Krzyczał też coś o kominie, którymoże już zniosło za burtę.Jukesowi wydało się to bardzo prawdopodobne i wyobraził sobiewygaszone paleniska i statek całkowicie bezradny.Bosman wciąż się wydzierał.% Co? Co mówicie? % wołał Jukes rozpaczliwie; tamten powtórzył:% Co by moja stara powiedziała, gdyby mnie teraz zobaczyła?W ciemnym korytarzu, gdzie było sporo chlupoczącej wody, marynarze milczeli jak wgrobie.Jukes potknął się o jednego z nich i zrugał wściekle za zawalanie drogi.Od razu dwaczy trzy słabe głosy spytały skwapliwie:% Panie poruczniku, jest jeszcze jakaś nadzieja?% Co wam jest, bałwany? % ryknął brutalnie.Czuł, że najchętniej sam uwaliłby się międzynich i nigdy już nie wstał.Natomiast w marynarzy jakby wstąpiła otucha i przy usłużnychnawoływaniach:  Uwaga, proszę pana! ,  Tu pokrywa włazu! , spuścili go do bunkra.Bos-man spadł tuż za nim i skoro tylko stanął na nogach, stwierdził: % Powiedziałaby:  Dobrze citak, stary bałwanie, po coś się pchał na morze!Bosman nie był bez grosza i lubił robić do tego częste aluzje [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •