[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tak rozmyślał Konrad, jadąc.I dziwił się, że tak myśli.Prawie irytowała go świadomość, że każda okazja kierowała jego umysł w nieodmiennym kierunku: do jego burzliwego związku z boskością.Wreszcie Gaddo przywołał go do rzeczywistości: „Po co tam jedziemy?”, zapytał.„Myślałem, że już ci to powiedziałem”.„Owszem, lecz gdy to sobie przemyślałem, nie jestem już tak pewien słuszności tej decyzji!”.„O, święty Joachimie! Posłuchajże mnie uważnie, kapuściana głowo! Przebywam tu już prawie miesiąc i do niczego nie doszedłem.Co mam właściwie w garści? Nic.Do dzisiaj nie mam nic pewnego.Odkryłem pewien ślad, coś w środku siedziby arcybiskupiej, lecz to prowadzi donikąd”.„I dopiero teraz mówisz mi o tym? O co chodzi?”.„Nie powiedziałem ci wcześniej, bo wydaje mi się, że dosyć się już skompromitowałem.Ktoś umieścił pewną rzecz w gołębniku.A potem wrzucił ją do latryny.Ach, nie każ mi pleść trzy po trzy, proszę cię.Nic z tego nie rozumiem”.„Po raz pierwszy jesteś wobec mnie tak tajemniczy”.„Jaki tam tajemniczy! Gdy wrócimy do arcybiskupstwa zaprowadzę cię do gołębnika i pokażę ci.Zadowolony?”.„Wobec tego po co jedziemy do Ripafratta?”, nalegał Gaddo.Konrad stracił cierpliwość: „A co ty byś zrobił na moim miejscu? Chcesz, bym zaczął szukać Michała Scota? Gdzie? W Wieży Serowarów? By usłyszeć, że tam nic nie ma i że nigdy nie mieszkał żaden mag? Czy naprawdę sądzisz, że ten człowiek pozostawia po sobie ślady?„A nawet gdybyśmy go znaleźli? Czy jesteśmy tak sprytni, by go wciągnąć do naszego śledztwa, czy to raczej on by nas wciągnął do swojego?„Wolisz zatem szukać Harudne? Zgoda, logika mówi, że miejsce jego pobytu jest tam, dokąd zmierzamy”.Skończył i spiął konia ostrogą, a ten pognał żwawiej.Gaddo popędził swojego i zrównał się z przyjacielem.„A więc szukamy Harudne?”, rozpoczął.Konrad przewrócił oczami, pełen zniecierpliwienia, ale się pohamował.„Kiedy nie wiadomo, co robić, rozsądek nakazuje robić cokolwiek, żeby poruszyć stojącą wodę”, rzekł obłudnie słodkim głosem.„Zdaje mi się, że tym.„rozsądkiem” kręcisz, jak ci się tylko podoba.Raz rozsądnie jest nic nie robić, raz rozsądnie jest coś robić, a innym znów razem rozsądnie jest myśleć o czym innym.Czymże jest ów rozsądek?”.Konrad śmiał się z całej duszy, odzyskując dobry humor.„Prawdę powiedziawszy, ja też nie wiem.To taki sposób mówienia, który od dziecka powielokroć słyszałem w Catai.Używali go często starsi.Ach, jak szybko leci czas, gdy się gawędzi! Prawieśmy na miejscu!”, dodał wskazując podbródkiem widoczny w dali zamek.„A jeżeli zapytają nas o cel odwiedzin? Nie przypominam sobie, byśmy się zapowiedzieli!”.„Jakże bym poruszył wodę, gdybym się zapowiedział, może jeszcze na kilka dni naprzód? Powiesz, że.przejeżdżaliśmy tedy przypadkiem i.zdało się nam stosowne zajechać, by podziękować za niegdysiejszą uprzejmą gościnność.albo mów, co ci się podoba.Sam się zastanów, co by tu wymyślić!”.„Czy to rozsądek ci podpowiada, żeby to mnie zawsze obarczać najniewdzięczniejszymi zadaniami?”.„A masz lepszy pomysł?”, uśmiechnął się chytrze Konrad.„Owszem, mam! Sam znajdź jakąś dobrą wymówkę, jesteś przecież o tyle śmielszy ode mnie!”.„Zgoda, jak chcesz”, przystał natychmiast Francuz.„Chwileczkę, chwileczkę! — zawołał Gaddo, zaniepokojony niezwyczajną ustępliwością przyjaciela.— Wyraz twojej twarzy nie budzi mego zaufania.Zrozumiałem, tak, zrozumiałem i z wszystkiego się wycofuje.Lepiej, żebym to ja mówił, bo zawsze, kiedy ty otwierasz usta, wpadam po uszy w kłopoty”.„A więc zgoda.Ale wymyśl coś, żywo, bo już przyjechaliśmy”.Istotnie, pokonawszy ostatni odcinek drogi wznoszącej się w górę, dotarli do wrót.Nie czekali długo.Prawie natychmiast brama otworzyła się z chrzęstem żelastwa i pojawiło się czterech uzbrojonych ludzi.Przemówił Gaddo: „Zwiemy się ojciec Casalberti i ojciec Leclerc.Zaanonsujcie nas hrabiemu”.Najstarszy z mężczyzn skinął na najmłodszego, który pobiegł co tchu uprzedzić właścicieli domu.Starszy zaś otworzył skrzydła bramy i zaprosił, by weszli.„Znam was, panowie.Widziałem was, gdy przybyliście poprzednim razem.Wejdźcie, proszę.Hrabia z przyjemnością powita was znowu”.„Miejmy nadzieję”, pomyślał Gaddo, idąc za dowódcą straży.Zauważył, nie bez lęku, iż pozostali dwaj kroczyli za nim i Konradem, trzymając się w pewnej odległości.Z szacunku, czy żeby ich pilnować?Przemierzyli w milczeniu cały dziedziniec wewnętrzny i stanęli u stóp wąskich schodków, wiodących do rezydencji pana zamku.Zaczęli się wspinać gęsiego, dotykając muru prawym ramieniem.Wewnętrzne schody zamków zawsze budowano, wąskie i długie, aby ewentualni napastnicy nie mogli swobodnie poruszać mieczem w prawej ręce.„Gdybym miał napaść na zamek, pomyślał Konrad, zaopatrzyłbym się w broń dla leworęcznych”.Jednak nie roześmiał się z dowcipnej refleksji, gdyż u góry schodów czekał już na nich Szymon Visconti.Uśmiechał się życzliwie, lecz obu mnichom weselszy zdałby się uśmiech węża.„Witamy ponownie, panowie.Uwierzycie w to, lub nie, raduję się, widząc was znowu w dobrym zdrowiu.Hrabia prosi o wybaczenie, lecz w tej chwili cierpi na niewielką niedyspozycję.Zaszczyci was później, jeśli się lepiej poczuje”.„Widzę, że jesteście tu, panie, jak w domu!”, powiedział do niego Konrad, lekko się skłaniając.„O, tak, drogi przyjacielu.Hrabia i ja jesteśmy sobie bardzo.bliscy.Lecz proszę, wejdźcie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •