[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie było to najwłaściwsze miejsce na powtarzanie eksperymentu przeprowadzonego przed drzwiami mieszkanka Heleny.Nikołaj zacisnął dłonie chronione rękawicami i wpatrywał się w nierówną czarną, kamienną podłogę.Pociągnął nosem i spojrzał na Michaela.- Czego najbardziej się boisz? - zapytał.Michael wzruszył ramionami.- Boję się różnych rzeczy.Czemu pytasz?Nikołaj zapatrzył się na sypiący na zewnątrz śnieg.- Żeby coś mówić.- A ty? Czego ty się boisz?- Przyznam, że boję się umrzeć tutaj.Jeśli tu umrę, stanę się niczym.Nie wrócę nigdy na Ziemię.Boję się więc, żeby nie stać sięzbyt mało dobrym, aby pozostać przy życiu.Wiem, że się boję, i jakoś z tym żyję.Ale ty.czy ty wiesz, czego się boisz?Michael przypomniał sobie uspokajające, ciepłe ramiona Kapłanki.- Już powiedziałem, że przeraża mnie wiele rzeczy.- Co w szczególności?- Myślę.Nie naciskaj na mnie.No.- Spojrzał w górę na skalne sklepienie.- Już wiem.Boję się być normalny.Nikołaj uśmiechnął się od ucha do ucha.- Dzięki Bogu.Niepokoiłem się już, że nie wiesz.Byłbyś wtedy niebezpieczny.Co zamierzasz uczynić ze swym strachem?- Będę unikał bycia normalnym? - A jeśli ci się to uda?Michael roześmiał się i poczuł rozchodzące się po żołądku zimno.- Wtedy będę żałował, że tyle czasu namęczyłem się wśród ludzi.Wśród Sidhów, wśród kobiet, wśród moich przyjaciół.wśród kogokolwiek.Nikołaj wstał i wyjrzał za krawędź kryjówki.- Nadchodzą.Przygotuj się.Prawie każdy może się tu pojawić.- Co to są te śnieżne oblicza?- Tajemnica - powiedział Nikołaj siadając z powrotem.W miejscu, gdzie wszystko jest dla nas tajemnicą, możemy oglądać coś, co jest tajemnicą nawet dla Sidhów.Podoba mi się to.Dlatego tu przychodzę.Pierwszy pielgrzym, jaki dołączył do nich w kryjówce, przypominał widmo; był wysoki i śmiertelnie chudy.Michael dostrzegł pod białym kapturem jasnoczerwone włosy i bladoszare oczy czystej krwi Sidha.Ale w spojrzeniu, jakim pielgrzym obrzucił Nikołaja i Michaela, nie było żadnej groźby, samo tylko krańcowe wyczerpanie - zarówno ciała, jak i umysłu.Michael wysondował jego aurę i nie zobaczył nic prócz ciemności, jak gdyby pamięć wyciekła Sidhowi z głowy.Sidh serdecznie skinął głową Nikołajowi i osunął się na kolana wprost na kamienną podłogę.Do pieczary weszło, jeden po drugim, pięciu następnych: trzech kolejnych Sidhów, jeden człowiek - okutany grubo w biel i Mieszaniec.Mieszaniec był młodym, wysokim, z wyglądu silnym mężczyzną o sztywnych jasnoblond włosach, odzianym bardzo podobnie jak Michael.Z początku Michael nie potrafił stwierdzić, czy człowiek jest mężczyzną, czy kobietą; czy jest stary, czymłody.Miał na oczach dwa drewniane krążki ze szczelinami do patrzenia - zabezpieczenie przed śnieżną ślepotą.Wejrzawszy w aurę tego człowieka Michael wycofał się z niej gwałtownie, jak oparzony.Nigdy nie otarł się o tak obnażony ból duszy i ohydę.Pozostało mu wrażenie plugawych nowotworów i trądu, pełzającego robactwa i potwornej, pochłaniającej wszystko żarłoczności.Pięciu nowych pielgrzymów zebrało się pod osłoną barykady.Trójka Sidhów zrzuciła wierzchnie okrycia i stanęła nago w ciemnym kącie nie patrząc na pozostałych.Ten, który sprawiał wrażenie wyczerpanego, przyjrzał się Michaelowi głęboko osadzonymi oczyma, a potem delikatnie wysondował jego aurę.Michael uprzejmie otworzył mu dostęp do pewnych informacji - o języku, trochę o swym pochodzeniu.Nikołaj najwyraźniej już ich kiedyś spotkał i teraz przedstawił wszystkich Michaelowi: - To są Harka; Tik i Dour.- Harka, ten wyglądający na zmęczonego, skinął głową.Tik i Dour dopiero co osiągnęli dojrzałość; byli młodzi, bardziej krzepcy i brakowało im tej wyrachowanej równowagi umysłu właściwej starszym Sidhom.- Ten opatulony, to Shahpur.nazwiska nie pamiętam.- Agajeenian - rozległ się stłumiony głos spod zwojów materiału.Głos był miły dla ucha i stanowił zadziwiający kontrast z tym, z czym Michael na krótko zetknął się w jego wnętrzu.- A my chyba się jeszcze nie znamy - zwrócił się Nikołaj do Mieszańca.- Bek - przedstawił się Mieszaniec unosząc dłoń.- To mój pierwszy raz.Kiedy ruszamy?- Kiedy wiatr ustanie - powiedział Shahpur.Za każdym razem, kiedy się odzywał, jego głos zdawał się coraz piękniejszy, był bardzo podobny do głosu Sidha.Michael, podejrzewając, że popełnił pomyłkę podczas pierwszego sondowania, spróbował jeszcze raz.Ohyda nie dawała się opisać i przez chwilę musiał zmagać się ze sobą, aby nie zwymiotować.Sidhowie trzymali się z dala od Shahpura, który nic już nie powiedział.Nikołaj starał się podtrzymać rozmowę.Jego wysiłki na nic się zdały.Wkrótce wszyscy stali lub siedzieli za barykadą w milczeniu i słychać było tylko poświst wyjącego wichru, któremu wtórował trzask i grzmot sunących gdzieś daleko lawin.Ściemniało się i w kryjówce robiło się coraz mroczniej.Nagle wichura przerwała swój zajadły szturm pozostawiając po sobie tylko głuche, zanikające echo przypominające jęk zdychającego konia.Zapadła martwa cisza, dla przyzwyczajających się do niej uszu Michaela brzmiąca niemalże swoim własnym dźwiękiem.Shahpur wyjrzał za krawędź barykady i wyszedł na szlak.W jego ślady poszedł Bek, a za nim Harka, Tik i Dour.Nikołaj z Michaelem opuścili kryjówkę jako ostatni.- Czasami wydaje mi się, że to dla nich coś wstydliwego - powiedział Nikołaj pokazując ruchem głowy poprzedzające ich postacie.- Zastanawiam się, po co w ogóle przychodzą.Z Harką z roku na rok coraz gorzej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]