[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W pełzającym świetle cała jaskinia rzucała ogniste refleksy, ponieważ łoże smoka zrobione było z diamentów.Nie nędznych, jak te u małych latających smoków, takich jak ten przestraszony przez Cruncha, lecz olbrzymich, stosownych do pozycji władcy dżungli.Diamenty załamywały światło, odbijały, skupiały i rozszczepiały je w tęczowe refleksy.Smok kąpał się w barwnych kaskadach światła.Crunch-ogr nigdy nie lazłby takiemu potworowi prosto w paszczę!A oto sam smok: łuski lśniły jak wypolerowane lusterka i były tak giętkie, że zachodziły na siebie jak najlepsza kolczuga.Wielkie przednie pazury to lśniące, mosiężne ostrza.Nos miał wykładany złotem.Oczy jak księżyce w pełni, a ich żyłkowanie przypominało zarysy zielonkawego sera i wraz ze zmianą światła wydawały się zmieniać zapach.- Jesteś piękny! - wykrzyknął Dor.- Nigdy nie widziałem takiej wspaniałości!- Nie podoba mi się tak oziębła pochwała - odpowiedział smok, który był w złym humorze.- Tak, Sir, przyszedłem, żeby.- Co? - dopytywał się smok wyrzucając płomień.- Sir?- Tak brzmiało to słowo.Dor podejrzewał, że było to dobre słowo.- Sir, ja.- Już w porządku.A teraz wyjaśnij, czego człowiek-Mag chce od kogoś takiego jak ja, zaledwie monarchy potworów?- Przychodzę, żeby, hmm, zawrzeć umowę, transakcję.Wiesz, jak niebezpieczne jest, mam na myśli niekorzystne dla ciebie, hmm, jedzenie ludzi.Smok parsknął płomieniem niebezpiecznie blisko butów Dora- Jem, co jem! Jestem panem dżungli.- Tak, Sir, oczywiście.Ale ludzie nie żyją w dżungli.Kiedy zjadasz zbyt wielu z nich, zaczynają stawać okoniem.Używają specjalnej magii, żeby.- Nie mam ochoty o tym rozmawiać! - Tym razem parsknął tylko gryzącym dymem.- O tak, Sir.Próbuję powiedzieć, że będziesz mógł zjeść wielu ludzi.To przybysze z Mundanii, którzy nie posiadają magii.Gdybyś ty i twoje kohorty, gdybyście mieli ochotę.- Zaczynam wchłaniać twój tok rozumowania - powiedział smok.Gdybyście pozwolili sobie zaspokoić żądzę pewnego rodzaju, powiedzmy sportu - wasi Magowie nie mieliby obiekcji? Wasz szef jakiegoś tam imienia.?- Król Roogna.Nie, nie sądzę, żeby tym razem się sprzeciwiał.Zakładając, że zjecie jedynie Mundańczyków.- Nie zawsze łatwo jest stwierdzić od jednego spojrzenia, czy dany człowiek jest tubylcem, czy Mundańczykiem.Wy wszyscy smakujecie dla nas podobnie.- Otóż będziemy mieli zielone szarfy - powiedział Dor myśląc o zielonych narzutach, które widział na zamku Mistrza Zombich.Można było podrzeć je na szarfy.- Bitwa rozegra się pod samym zamkiem, ale nie zbliżycie się do siedziby Roogny.- Zamek Roogna stoi na terytorium mojego kuzyna, któremu może się nie spodobać pogwałcenie jego suwerenności - powiedział smok.- A to znaczy, że jest mnóstwo jedzenia na tym obszarze.Ci Mundańczycy są szczególnie duzi i soczyści.Rozumiem.A czy istnieje ograniczenie czasowe?- Czy dwa dni wam wystarczą?- W zupełności.Czy możemy powiedzieć, że rozpoczęcie nastąpi jutro rano o świcie?- Tak będzie najlepiej.- Jak mogę być pewien, że rozmawiałeś w imieniu swojego króla?- Tak, ja.- przerwał Dor, niepewny.- Przypuszczam, że byłoby lepiej potwierdzić to.Czy masz szybkiego posłańca?Smok warknął w kierunku swojego ogona, który znikał daleko poza zasięgiem wzroku w czeluści jaskini.Ale rozkaz był autorytatywny.Odpowiedzią był skrzekot i po chwili przyfrunął do głównej jaskini przypominający kurę ptak.Była to włochata kura o skręconej wełnie zamiast piór.Dor wiedział mało o tej odmianie, oprócz tego.że była nieśmiała i potrafiła bardzo szybko się poruszać.- Tak powiedział.- Czy masz coś do pisania? Z pewnością przyszedł tu nie przygotowany.Smok wypuścił dym na ścianę.Dor spojrzał.Znajdowała się tam nisza.W niszy było kilka orzechów z papierowymi zwojami i gałąź drzewa atramentowego.- Mam ptaka-sekretarkę - zaryczał smok w odpowiedzi - Ona lubi pisać do swojego kuzyna zza Rozpadliny.Potem sama dostarcza mu list, ponieważ nie ufa nikomu, że to zrobi.Dlaczego po prostu nie wyświergota mu wprost przesłania, nie wiem.Ale umie wyszukać potworowi coś do jedzenia, jeśli ma apetyt na przekąskę lub pieczeń.Skrzydlata sekretarka potrafi także przepowiedzieć burzę.Więc trzymam ją.Leci teraz za Rozpadlinę.Zrobi piekielną awanturę, kiedy stwierdzi, że ktoś używał jej rzeczy, ale mimo to weź.Dor rozwinął arkusz papieru z łupiny i wziął drzazgę z atramentowego drzewa; pracowicie wypisał, co następuje:“KRÓL ROOGNA: PROSZĘ POŚWIADCZYĆ ZEZWOLENIE DLA POTWORÓW NA ZABIJANIE MUNDAŃCZYKÓW PRZEZ DWA DNI BEZ SANKCJI KARNYTH.KONIECZNOŚĆ OCZYSZCZENIA MUNDAŃSKIEGO OBLĘŻENIA ZAMKU MISTRZA ZOMBICH, KTÓRY PRZYBĘDZIE DO CIEBIE NIEZWŁOCZNIE.WSZYSCY OBYWATELE XANTH W POBLIŻU MAJĄ NOSIĆ ZIELONE SZARFY, BY RDZRÓŻNIĆ ICH OD MUNDAŃCZYKÓW.PODPISANO: MAG DOR”Zwinął kartkę i podał wełnistej kurze.- Zanieś to Królowi i natychmiast wracaj z odpowiedzią.Ptak uniósł list do dzioba i wystartował.Odleciał w puchu wełnistego kurzu tak szybko, że Dor dostrzegł tylko błysk w powietrzu.- Muszę przyznać, że ta perspektywa mnie zadowala - zauważył smoczy król, leniwie wzniecając błyski diamentów jednym połyskującym pazurem.- Jeżeli nasza uczta zakończy się fiaskiem, mogę przypomnieć sobie, że zakłóciłeś mi sen.Nie licz na to, że twój przyjaciel pająk wyciągnie cię.Mój płomień natychmiast spali jego linę.Groźba była oczywista.Wyobraził sobie, że krzyczy i kopie, by rozładować w ten sposób napięcie.Zawsze wydawało mu się, że to pomaga Millie uspokoić się.Ale on posiadał ciało mężczyzny i musiał postępować jak mężczyzna.- Byłem świadom niebezpieczeństwa, gdy zdecydowałem się wejść do twojej jamy.- Nie błagasz o litość ani nie grozisz mi nieokreślonymi karami - powiedział smok.- Podoba mi się to.Faktem jest, że przypiekanie Magów jest czynem wielce niepolitycznym.Nie chciałbym rozsierdzić Mistrza Zombich.Ptak-olbrzym oczyścił już jego włości z ciał.Nie chcę wplątać się w zatarg z tym wielkim ptakiem z powodów estetycznych.Więc naprawdę nie zamierzam cię upiec jeżeli nie będziesz próbował mi zaszkodzić.Myślę, że to nie leży w twojej naturze.Wełnista kura wróciła w następnej chmurze kurzu i przyniosła odpowiedź.Dor odebrał pismo i głośno przeczytał.ZGODA POTWIERDZONA, BRAĆ SIĘ ZA TO.PODPISANO: KRÓL”Pokazał smokowi.- Wydaje się, że o to chodziło - powiedział smok, wydmuchując kółko dymu z zadowolenia.- Kuro, wezwij moich podwładnych na szaleńczą ucztę.Powiedz im, żeby pomachali sobie ogonami lub je spalili.Wydam im instrukcje w ciągu godziny.Skierował pysk w kierunku Dora.- To prawdziwa przyjemność robić interes z tobą, Sir.Ale Dor był ostrożny.Przypomniał sobie o klątwie Maga Murphiego.Wszystko, co może pójść źle, i tak pójdzie źle.Ta wiedza odnosiła się również do tego przedsięwzięcia.Dlaczego klątwa nie zadziałała? To byłoby za łatwe.- Lepiej odejdź, zanim przybędą moje kohorty - powiedział smok.- Zanim ich poinstruuję, będą uważali ciebie i pająka za świetny kąsek.- Hmm, ja - wtem przez głowę Dora przemknęła pewna myśl.- Pozwól mi jeszcze coś sprawdzić, Sir.To tylko formalność, ale.Zwrócił się do papieru, który trzymał [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •