[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dymek też był tam tego wieczoru i wtedy go po raz ostatni widziałem.Starzeje się, przyznał, jak zawsze się uśmiechając i śmiejąc, a potem wyja­śnił, co go skłoniło do tego wniosku.Tego lata sprzedawał lody na plaży i wszedł w drogę mniej więcej dwudziestoletniemu Włochowi z dolnej części Coney.Żaden z nich nie lubił konku­rencji i każdy uważał to miejsce za swoje wyłączne terytorium.Włoch, niczym przeniesiony z innego czasu i miejsca Quasimodo, zaproponował Dymkowi, że jeśli nie ma nic przeciwko, roz­strzygną tę sprawę za pomocą pięści, pod deptakiem.- I spuścił mi straszny łomot - oznajmił Dymek, odchylając głowę do tyłu i uśmiechając się na wspomnienie tej sceny.Nie widział ani jednego wyprowadzanego ciosu, powiedział mi, tak jakby było się czym chwalić.- A przecież kiedyś to ja przega­niałem wszystkich innych handlarzy!Tak oto Dymek odkrył, że się starzeje.(Włączyłem jego opo­wieść, z nazwiskiem i wszystkimi detalami, do „Gold jak złoto" i wykorzystałem tam również przyjęcie urodzinowe Sylvii oraz niewygasłą i ambiwalentną miłość Lee do naszego ojca, po któ­rej zostały mu bolesne rany - nie blizny, lecz otwarte rany).Wróciłem tam również któregoś popołudnia, żeby się rozej­rzeć i po powrocie spisałem swoje wrażenia z Coney Island w tym dziele literackim:W jego stronę szła czwórka sprężystych ciemnoskórych wyrostków w trampkach i w paraliżującym przebłysku intui­cji (Gold) zrozumiał, że wybiła jego godzina, że skończy tu i teraz z dziurą od noża w sercu.Małolaty przeszły, nie zaczepiając go, darowując mu ży­cie.Jego czas jeszcze nie nadszedł.Gold już wcześniej zwrócił uwagę na te wszystkie zabite deskami, zrujnowane sklepiki i warsztaty przy trzech głów­nych alejach Coney Island i zachodził w głowę, gdzie lu­dzie zaopatrują się teraz w żywność, gdzie noszą garnitury i sukienki do przeróbki i do prania chemicznego, buty do podzelowania, radia do naprawy i gdzie realizują swoje re­cepty.Dojechał wynajętym samochodem wyludnioną Mer­maid Avenue do płotu z siatki drucianej odgradzającego prywatny teren Sea Gate, gdzie właściciele większych bu­dynków kwaterowali teraz rodziny żyjące z zasiłku, skręcił w lewo w stronę plaży i mola i przejechał z powrotem Surf Avenue.Nie zauważył ani jednej apteki.Młodsze żydow­skie rodziny mieszkające obecnie za strzeżoną przez war­townika bramą Sea Gate, gdzie niegdyś mieścił się wspa­niały jachtklub wyłącznie dla dobrze sytuowanych chrześ­cijan, trzymały się dla bezpieczeństwa razem i stawały na głowie, by posyłać swoje dzieci do prywatnych szkół.Starsi mężczyźni i kobiety prawdopodobnie jak zawsze wypełzali ze swych kryjówek i gawędząc w jidysz, przemierzali ulice i molo w poszukiwaniu nasłonecznionych miejsc, gdzie można było wygrzać kości.Matkę Raymiego Rubina za­mordowano któregoś dnia, kiedy wracała z takiej prze­chadzki.(To autentyczne wydarzenie: matka Raymiego Millera została zamordowana przez jakiegoś intruza w swo­im mieszkaniu na parterze domu przy Zachodniej Trzydziestej Pierwszej, gdzie najpierw mieszkaliśmy).Gold nie minął żadnych żydowskich delikatesów.Na Coney Island nie było już kina: narkotyki, przemoc i wandalizm dopro­wadziły do zamknięcia obu jaskrawo oświetlonych, domi­nujących nad okolicą sal projekcyjnych.Kamienicę z czer­wonej cegły, w której spędził całe swoje dzieciństwo i pra­wie cały okres dojrzewania, wyburzono; na jej miejscu stało coś nowszego i szkaradniej szego, co nie podwyższało wca­le standardu życia mieszkających tam teraz portorykańskich rodzin.Nowsze, wysokie bloki stojącego w tym miejscu osiedla mieszkaniowego bez wątpienia miały windy, klimatyzację i le­piej działające sanitariaty.Ja wolałem moją starą kamienicę, z jej oknem w łazience i kuchnią dość przestronną, by zmieścił się w niej stół, przy którym czteroosobowa rodzina mogła wy­godnie zjeść obiad.Dzielnica włoska w głębi Coney Island wydaje się nieco ściś­nięta, ale nie naruszona, z wciąż funkcjonującymi charaktery­stycznymi restauracjami Gargulio i Carolina.A Molu Steeplechase, dawno po zamknięciu Steeplechase Parku, nadano nie­dawno nazwę Mola Auletty, aby uhonorować sławnego w tej dzielnicy obywatela - który, tak się składa, był ojcem dzienni­karza Kena Auletty.Kiedy tam ostatnio byłem, wędkarze łowiący z mola kraby i moczący spławiki i haczyki w nadziei, że skusi się na nie jakaś rybka, byli prawie wyłącznie Latynosami, podobnie jak kobiety i mężczyźni z małymi dziećmi, dokazującymi radośnie w pro­mieniach słońca.Wszyscy cieszyli się, widząc mnie i towarzy­szącą mi grupę osób, ponieważ byłem tam z ekipą brytyjskiej telewizji, kręcącą program, do udziału w którym czuli się za­proszeni.Wracałem tam tylko kilka razy.W latach sześćdziesiątych, o czym już wspomniałem, z George'em Mandelem i Mariem Puzo, kiedy odpoczywaliśmy w Steeplechase i obserwowali­śmy nasze uganiające się po terenie małe dzieci.Było także to popołudnie i ten jeden wieczór w roku 1978, kiedy zbierałem materiały do powieści i rozmawiałem z Dymkiem w barze.Na początku 1982 roku, kiedy leżałem w Rusk Institute w Nowym Jorku, dochodząc do siebie po osłabieniu mięśni spowodowanym moim zespołem Guillaina-Barre'a, postano­wiłem wybrać się tam ponownie, tym razem w roli niezastą­pionego miejscowego przewodnika.W skróconej autobiogra­ficznej podróży towarzyszyli mi Mary Kay Fish, fizykoterapeutka z północy stanu Nowy Jork, która nigdy nie była na Coney Island, pielęgniarka Valerie Jean Humphries oraz Jeny McQueen, dysponujący samochodem przyjaciel, który był wtedy detektywem - i to bardzo dobrym - w wydziale za­bójstw miejskiej policji.Valerie Humphries była jedną z gro­madki pielęgniarek, w której zakochałem się podczas trwają­cej prawie sześć miesięcy kuracji w dwóch szpitalach.Wzięli­śmy ślub w 1987 roku i chyba wciąż mnie lubi.Potem wracałem na Coney Island tylko trzy razy, zawsze z ekipami telewizyjnymi z Europy, które chciały sfilmować do swoich programów miejsce, z którego pochodziłem, zwłasz­cza że cieszyło się ono światową sławą i było takie malow­nicze.Pierwsza grupa była z Anglii, następna z Niemiec.Ostatnim razem pojechałem tam znowu z ekipą z Anglii.Tak jak po­przednio, wszyscy Europejczycy słyszeli o Coney Island i kie­dy przyjechaliśmy i szykowaliśmy się do wyjścia z furgonetki oraz samochodu, oczy płonęły im z przejęcia.Bez wątpienia widzieli wszyscy bardziej nowoczesne i luksusowe wesołe miasteczka w różnych krajach i miastach.Ale to była Coney Island, a w ich umysłach Coney Island stanowiła świetlany mit, o którym od dawna słyszeli i który zawierał w sobie szczególną mistykę.Ich entuzjazm był zaraźliwy; ja też się zapaliłem i uświado­miłem sobie, że jestem tu gospodarzem.U Nathana, gdzie ich zaprowadziłem, ruszyłem z większym niż inni apetytem do rożna po hot dogi i obok, po frytki (z dodatkową porcją soli, proszę).Podchodzili do lady z pełnym respektu onieśmiele­niem.Żarcie u Nathana zawsze wywierało duże wrażenie na moich Europejczykach, szczególnie tych z Wielkiej Brytanii, w której produkowane bezpłciowe kiełbaski stanowią przed­miot szyderczych żartów od czasów racjonowania żywności w trakcie ostatniej wojny światowej.Działo się to w maju 1994 roku i znowu było to wspaniałe przeżycie, przygoda dla nas wszystkich [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •