[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Tak, tak, ja zwykle gotuję.Właśnie tak  skinęła żywo głową. Nie chcę pani przeszkadzać.Jeśli pani pozwoli, zaniosę jej. Przepraszam?Po chwili sens tego co mówiłem, dotarł do niej.Poprowadziła mnie przez hali i otwo-rzyła drzwi bawialni.Do okna przysunięto kanapę, na której siedziało dziecko dziewię-cio- czy dziesięcioletnie, z nogą w gipsie. Ten dżentelmen, on mówi, ty upuszczasz&W tej chwili, w samą porę, z kuchni napłynął silny zapach spalenizny.Moja przewod-149 niczka wydała okrzyk przerażenia. Wybaczyć, proszę wybaczyć. Niech pani idzie  powiedziałem życzliwie. Potrafię to załatwić.Pobiegła skwapliwie.Wszedłem do pokoju, zamknąłem drzwi i zbliżyłem się do ka-napy. Jak się masz?  spytałem.Dziecko odpowiedziało grzecznie i oceniało mnie długim, przenikliwym spojrze-niem, które mnie prawie onieśmieliło.Była to niezbyt ładna dziewczynka, z prostymi,mysimi włosami, zaplecionymi w dwa warkoczyki.Miała wypukłe czoło, ostry podbró-dek i bardzo inteligentnie spoglądające szare oczy. Jestem Colin Lamb  przedstawiłem się. Jak się nazywasz?Odpowiedziała natychmiast: Geraldine Mary Aleksandra Brown. Ojej, a to dopiero imię.A jak cię nazywają? Geraldine.Czasami Geny, ale nie lubię tego.I tatuś nie pochwala zdrobnień.Jedną z wielkich zalet ułatwiających stosunki z dziećmi jest to, że mają własną logi-kę.Każdy dorosły zapytałby mnie natychmiast, czego chcę.Geraldine była gotowa wdaćsię w rozmowę bez uciekania się do głupich pytań.Siedziała sama, nudziła się i wejściejakiegokolwiek gościa było sympatyczną nowością.Dopóki nie okażę się facetem małozabawnym, była gotowa do konwersacji. Twój tatuś zapewne wyszedł.Odpowiedziała z tą samą gotowością i dokładnością, którą już zaprezentowała: Zakłady Mechaniczne Cartinghaven, Baverbridge.Dokładnie czternaście i trzyczwarte mili stąd. A twoja mama? Mamusia nie żyje  powiedziała Geraldine równie pogodnie. Umarła, kiedymiałam dwa miesiące.Leciała samolotem z Francji.Rozbił się.Wszyscy zginęli.Mówiła o tym z pewną satysfakcją i pojąłem, że dla dziecka, którego matka już nieżyje, jej śmierć w tragicznym, nieszczęśliwym wypadku staje się zródłem dumy. Rozumiem.Masz zatem&  spojrzałem ku drzwiom. To jest Ingrid.Przyjechała z Norwegii.Jest tutaj tylko dwa tygodnie.Jeszcze niepotrafi mówić po angielsku.Uczę ją. A ona uczy cię norweskiego? Nie bardzo. Lubisz ją? Tak.Jest w porządku.Jej potrawy są czasem dziwne.Wie pan, lubi jeść suroweryby. Jadłem surowe ryby w Norwegii.Niektóre są bardzo dobre.150 Geraldine miała wyrazne wątpliwości. Dziś próbuje zrobić placek z melasą. To chyba dobre. Aha& Tak, lubię placek z melasą. Uprzejmie zapytała:  Przyszedł pan nalunch? Raczej nie.Szczerze mówiąc przechodziłem właśnie i wydawało mi się, że upuści-łaś coś przez okno. Ja? Tak  podsunąłem jej nożyk do owoców.Geraldine obejrzała go, najpierw podejrzliwie, potem z aprobatą. Jest dosyć ładny  stwierdziła. Co to jest? Nożyk do owoców.Otworzyłem go. Ach, wiem, można nim obrać skórkę z jabłek. Tak.Westchnęła. Nie jest mój.Nie zgubiłam go.Dlaczego pan tak pomyślał? Cóż, patrzyłaś przez okno i& & wyglądam prawie cały czas  wyjaśniła. Upadłam i złamałam nogę. Pech. To nie był pech.Nie złamałam jej w interesujący sposób.Wysiadałam z autobusui wóz nagle ruszył.Noga była także skaleczona i na początku trochę bolała, ale już nieboli. Musi ci być nudno. Tak.Ale tatuś przynosi mi różne rzeczy.Plastelinę, książki, kredki i układanki,i inne prezenty, ale robienie czegoś w końcu też nudzi, więc spędzam mnóstwo czasupatrząc przez to.Pokazała mi z ogromną dumą małą lornetkę teatralną. Mogę popatrzeć?  spytałem.Wziąłem ją, przystosowałem do moich oczu i wyjrzałem. Ale świetna  powiedziałem z uznaniem.Rzeczywiście była znakomita.Tatuś Geraldine, jeśli to on był ofiarodawcą, nie żało-wał pieniędzy.Zdumiewające, jak wyraznie widać było Wilbraham Crescent 19 i sąsied-nie domy.Zwróciłem ją dziewczynce. Znakomita.Pierwsza klasa. Jest prawdziwa  oświadczyła Geraldine z dumą. Nie udawana, albo dladzieci. Nie& To widać.151  Prowadzę dziennik  wyjaśniła Geraldine.Pokazała mi zeszyt. Zapisuję zdarzenia i ich czas.Zupełnie jak przy rozkładzie jazdy pociągów.Mamkuzyna, nazywa się Dick i zna się świetnie na lokomotywach.Gramy też w numery sa-mochodowe.Wie pan, zaczyna się od l i sprawdza się, jak daleko można dojść. To dosyć fajna zabawa. Tak.Niestety tą ulicą jezdzi mało samochodów, więc musiałam na razie skapitu-lować. Pewnie wiesz wszystko o tych domach na dole, kto tam mieszka i tak dalej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •