[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ktoś tam siedział samotnie na kamiennejkrawędzi basenu.Joan Terrill.Nie widziała mnie, dopóki nie podszedłem i niezapytałem: Co pani tutaj robi sama?Podniosła wzrok, przerażona. Tu jest cicho.Chciałam pozbierać myśli.Mogłem zrozumieć, że miała dosyć hałasów w hotelu.W moim hotelu zapew-ne też było nadal gwarno.Ta noc nie sprzyjała ani spokojnym snom, ani namy-słom.Dziewczyna wstała powoli. Chciałam się przejść powiedziała ale niektórzy z tych ludzi zanadtosię rozhulali.Bałam się.Pan jest bardzo zmęczony? Nie poszedłby pan na spacer? Spacer dobrze mi zrobi.Dokąd pani chce iść? Na wzgórze, żeby zobaczyć Friedheirn w kształcie gwiazdy. W nocy chyba tej gwiazdy nie widać. Możemy spróbować.Coś ją spotkało.Coś jej nie wyszło z ukochanym apostołem.Jeżeli spacermiał pomóc, chętnie służyłem jej towarzystwem.I tak spać bym nie mógł.Jużminęło mi podchmielenie i senność po piwie, nadal jednak utrzymywał się ównastrój nierealności, jaki ogarnął mnie w Eisenhut.Księżyc uciekł za chmury,80kiedy wchodziliśmy na wzgórze, i srebrzysta promienność też wydawała mi sięnierealna.Doszliśmy do miejsca, w którym rysowałem, i odruchowo popatrzyłem, czynie ma mojej przyjaciółki, Krasuli.Oczywiście nie było jej.%7ładna z krów w okoli-cach Friedheirn, czy gdziekolwiek indziej, nie oddaje się nocnemu życiu.Ruchemręki wskazałem miasteczko. Proszę!Tej nocy miasteczko nie miało kształtu gwiazdy.Dwa z ramion wchłonęłaciemność, jedno spowijała mgła.Dwa pozostałe wyraznie zarysowane trójkątymożna by przy dobrych chęciach uznać za ramiona, ale ogólnemu efektowi bra-kowało dramatyczności. Muszę to zobaczyć w świetle dziennym. Tak.Joan Terrill usiadła na głazie, tym samym, z którego ja po raz pierwszy za-uważyłem gwiazdzisty kształt Friedheirn.Nie zmieściłbym się obok niej, więcusiadłem u jej stóp.W nastroju była dosyć dziwnym, ale co mnie to obchodziło?Pozostawiłem jej ster rozmowy. Mogłabym mieszkać w tym miasteczku powiedziała. Jest milsze niżwszystkie miasta, w jakich mieszkałam.Ludzie tutaj są dobrzy.Pobożni, zacniludzie. Owszem.I jacyś odrębni w dodatku.Odrębni ze swoją przeszłością, swoiminawykami, poglądem na życie, doświadczeniami z czasów dorastania. Tak.Tak, ma pan rację.To by tłumaczyło wiele rzeczy, prawda? Nie wiem.Zależy, co by się chciało tłumaczyć.Milczała, patrząc w dół na Friedheirn.Znów pomyślałem tak jak przedtem, żepod uroczą powierzchnią tego miasteczka, pod ukośnymi czerwonymi dachamizdobnymi w staroświeckie przyczółki i facjatki jest przecież wiele tego, co ludz-kie: nienawiść, zazdrość, gniew i fałsz, i oszukaństwo.Nigdy piękno nie kroczyani nie stoi samo: to niemożliwe.Tam za tymi scenicznymi dekoracjami ludzienie są wcale tacy, jacy się wydają. Myślę, że niektóre kobiety rozumieją mężczyzn ni stąd, ni zowąd po-wiedziała dziewczyna. Ja myślę, że wszystkie rozumieją mężczyzn, i to już od kołyski.I że tylkomy, mężczyzni, jesteśmy tępi. Nie, to chyba jest jakaś sprawa płci. Z łokciem na kolanach podpie-rała podbródek zaciśniętą pięścią, patrzyła gdzieś przed siebie, mówiąc raczejw przestrzeń niż do mnie. Niektórzy mężczyzni rozumieją kobiety świetnie.Przerażają mnie.Bo nie jestem pewna, czy sama siebie rozumiem. Nikt z nas nie ma takiej pewności. A pan? Też nie.81Wiedziałem, że ona stara się nie zbaczać z tej prostej, jaką nieraz wytyczamysobie po alkoholu.Trochę za dużo wypiła wina czy czegoś tam, co piła wieczo-rem.Rozmawiała, wchodziła pod górę, ale myślała i rozumowała inaczej niż natrzezwo.Czy może nie inaczej.Może myśli jej biegły swoim normalnym torem,tylko że hamulce nie działały, więc nie ukrywała, jak bardzo jest zdezorientowana. Coś ze mną nie jest w porządku powiedziała. Lubię ludzi, bylebynie zbliżali się do mnie zanadto.Odsuwam się wtedy.Czasami uciekam.Znammężczyzn.Ten i ów mi się podoba.Temu i owemu ja się podobam.Ale nie do-puszczam, żeby cokolwiek się rozwinęło.Nie dopuszczałam na studiach: nigdyi nigdzie. Dlaczego? Zawsze chciałam mieć tylko jednego jedynego człowieka, jedno jedyneprzeżycie.Wolałam czekać.Ja nie mogłam być przypadkowa.Przemożny nastrój całkowitej nierealności ogarnął mnie znowu.Podniosłemwzrok na tę dziewczynę.Nie patrzyła na mnie.Patrzyła w stronę miasteczka, alechyba gdzieś powyżej, gdzieś poza Friedheim.Twarz miała białą w księżycowejpoświacie, rysy wyrazne i czyste.To była śliczna dziewczyna. Ten jeden jedyny zawsze stoi na końcu ogonka powiedziałem a nie napoczątku.Uświadamiamy sobie stopniowo, czego chcemy, na podstawie doświad-czeń z pomniejszymi obiektami.jak pani to określa, przypadkowymi.Rzeczw tym oczywiście, żeby się nie wykoleić uprawiając, że tak powiem, sztukę dlasztuki.Odwróciła wtedy głowę. Naprawdę tak jest? Nie wiem.Mam nadzieję, że tak.Sam szukam czegoś po omacku.Co spra-wiło, że pani wyrosła taka? Czy też pani nie wie?Podpierając podbródek dłonią, znów spojrzała w stronę miasteczka. Wiem.Może nie potrafię ująć tego w słowa.Mój ojciec jest księgowym:zrównoważony, odpowiedzialny.Człowiek troszczący się o swoją rodzinę.Bezwyobrazni.Moja matka pisze wiersze.Przekonana, że to jest poezja.Raczej mawyobraznię.Nie zdaje sobie sprawy, że zawsze myśli tylko o sobie. Dziewczy-na poruszyła się na głazie. Z takich jestem rodziców.Oboje są bardzo pobożni,zacni.Mam coś z nich obojga, po trochu z ojca i z matki. Uchyliła pani jakieś drzwi powiedziałem ale tylko je pani uchyliła.Nie mogę widzieć pani wyraznie.Jest pani jedynaczką? Nie.Mam brata i siostrę.Dla brata nigdy nie byłam dorosła, zawsze byłampo prostu dzieckiem.Z siostrą przyjazniłam się.Nosiłam jej sukienki, ona moje.Jest o trzy lata starsza ode mnie.Znałam jej przeżycia, to znaczy wiedziałamo nich.Nie chciałam ich dla siebie, nie chciałam nic w tym rodzaju.Może to mnieponiekąd tłumaczy. Owszem.82Odwróciła głowę. Nie powinnam była mówić tego panu, nie w taki sposób.Moja siostra ni-gdy nie robiła rzeczy naprawdę złych.Tyle, że miała pewne przeżycia z chłopca-mi, które ją przerażały.Ja nie chciałam, żeby mnie ktokolwiek przerażał w takisposób, i nadal nie chcę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]