[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Chodzi panu o to, że my go jeszcze nie znaleźliśmy? Cóż, takie sprawy muszą potrwać.Rozpra­wa niczego nie wyjaśnia i koroner orzeka “morderstwo przez osobę lub osoby nieznane".Czasami to dopiero początek.Chciałem powiedzieć, że prawdopodobnie któ­regoś dnia ktoś zjawi się u państwa pytając, czy nie potrzebujecie pomocnika, który popracowałby dorywczo w waszym ogrodzie.Powie, że mógłby przychodzić dwa lub trzy razy w tygodniu.A może częściej.Podając swoje referencje powoła się na kilkuletnią pracę u pana Solomona.Zapamięta pan to nazwisko?- Solomon - powtórzył Tommy.Przez moment wydawało mu się, że inspektor mrug­nął okiem.- Tak, oczywiście pan Solomon już nie żyje.Lecz naprawdę tu mieszkał i zatrudniał kilku sezonowych ogrodników.Nie jestem pewien, jakie nazwisko poda panu ten człowiek.Powiedzmy, że nie pamiętam.Możliwe, że przedstawi się jako Crispin.Będzie miał między trzydzieści a pięćdziesiąt lat.Powie, że pracował u So­lomona.Jeśli zjawi się u państwa ktoś do pracy w ogro­dzie i nie wymieni nazwiska pana Solomona, proszę go nie zatrudniać.To tylko ostrzeżenie.- Rozumiem - powiedział Tommy.- Przynajmniej mam nadzieję, że wiem, o co panu chodzi.- Właśnie o to.Szybko pan łapie, panie Beresford.Pewnie często bywał pan w akcji.Czy chciałby pan jeszcze czegoś się dowiedzieć?- Nie sądzę - odparł Tommy.- Nie wiedziałbym, o co pytać.- Będziemy prowadzili dochodzenie, niekoniecznie na miejscu.Mogę pojechać do Londynu i dalej.Pomo­żemy państwu szukać.Ale to pan wie, prawda?- Chcę spróbować powstrzymać Tuppence.to zna­czy moją żonę, przed zbytnim angażowaniem się w tę sprawę, ponieważ.ale to będzie bardzo trudne.- Zawsze trudno postępować z kobietami - powie­dział inspektor Norris.Tommy powtórzył tę uwagę później, kiedy siedział przy łóżku Tuppence i obserwował, jak zajada grapefruity.- Naprawdę zjadasz je razem z pestkami?- Zazwyczaj - odpowiedziała Tuppence.- Przecież tyle czasu zajmuje ich wydłubywanie.Nie są chyba szkodliwe?- Jeśli nie zaszkodziły ci do tej pory, a zjadasz je przez cale życie, to raczej nie - odparł Tommy.- Co powiedziała policja?- Dokładnie to, co zakładaliśmy.- Czy mają jakiegoś podejrzanego?- Według nich to nikt miejscowy.- Z kim się widziałeś? Inspektor nazywa się chyba Watson?- Nie.To był inspektor Norris.- Nie znam go.Co jeszcze mówił?- Powiedział, że bardzo trudno utrzymać w ryzach kobietę.- Naprawdę? Czy wiedział, że mi to powtórzysz?- Prawdopodobnie nie - odparł Tommy.Wstał.- Muszę załatwić dwie rozmowy telefoniczne z Lon­dynem.Nie będę tam jeździł przez następny dzień albo i dwa.- Możesz pojechać.Tu jestem całkiem bezpieczna.Opiekuje się mną Albert i inni.Doktor Crossfield był bardzo miły, zupełnie jak kwoka pilnująca pisklęcia.- Muszę wyjść, aby zrobić zakupy dla Alberta.Masz na coś ochotę?- Tak - powiedziała Tuppence.- Mógłbyś mi przy­nieść melona.Mam ochotę na owoce.Nic poza tym.- Dobrze.- Pułkownik Pikeaway?- Tak.Słucham? A.to ty.Tomasz Beresford, prawda?- Rozpoznał pan mój głos.Chciałem powiedzieć, że.- Chodzi pewnie o Tuppence.Słyszałem o wszy­stkim - przerwał mu pułkownik.- Bez zbędnych słów.Zostań na miejscu dzień, dwa albo cały tydzień.Nie przyjeżdżaj do Londynu.Składaj mi raport z wszystkie­go, co się stanie.- Powinniśmy panu coś przywieźć.- Zatrzymajcie to na razie.Powiedz Tuppence, żeby znalazła jakieś miejsce, gdzie można to schować.- W tym jest dobra.Jak nasz pies.Chowa kości w ogrodzie.- Słyszałem, że ścigał człowieka, który do was strzelał.Przepędził go z domu.- Najwyraźniej wie pan o wszystkim.- My zawsze wiemy o wszystkim - powiedział puł­kownik Pikeaway.- Nasz pies dopadł go i wrócił z kawałkiem jego spodni w zębach.ROZDZIAŁ DWUNASTYOksford, Cambridge i Lohengrin- Przykro mi, że kazałem ci natychmiast przyjeżdżać, ale uznałem, że będzie lepiej, jeśli się spotkamy - powiedział pułkownik Pikeaway, wydmuchując kłąb dymu.- Wie pan, jak sądzę, że ostatnio wydarzyło się coś niespodziewanego - powiedział Tommy.- Dlaczego uważasz, że wiem?- Ponieważ wy zawsze wszystko wiecie.Pułkownik roześmiał się.- Ha! Więc cytujesz mi moje własne słowa? Tak, tak powiedziałem.Wszystko wiemy.Po to tu jesteśmy.Czy jest ciężko ranna? Oczywiście, mówię o twojej żonie.- Nie, ale rana mogła być poważna.Zna pan wię­kszość szczegółów, czy też mam panu wszystko opo­wiedzieć?- Możesz pobieżnie przedstawić fakty, jeśli chcesz.Paru rzeczy nie słyszałem - stwierdził pułkownik Pike­away - na przykład tego o Lohengrinie.Grin-hen-lo.Bystra osóbka z twojej żony.Zrozumiała, o co chodzi.A wydawało się to tak idiotyczne.- Przywiozłem panu efekty naszej pracy - powiedział Tommy.- Przed spotkaniem z panem schowaliśmy je w puszce na mąkę.Nie chciałem wysyłać ich pocztą.- Bardzo rozsądnie.- Wisiały w Lohengrinie w puszce, trwalszej niż to pudełko.Schowano je w bladoniebieskim Lohengrinie, to znaczy w Cambridge - wiktoriańskim stołku ogrodo­wym z porcelany.- Pamiętam je z dawnych czasów.Moja ciotka mieszkająca na wsi miała dwa takie krzesełka.- Pakunek zachował się dobrze, zawinięto go w bre­zent.W środku były listy.Trochę wyblakły, ale eks­pert.- Tak, przekażemy je ekspertowi.- W takim razie, oto one - powiedział Tommy.- Mam też dla pana listę rzeczy, jakie zanotowaliśmy, to znaczy ja i Tuppence.Wszystko, co mówiono nam i przy nas.- Nazwiska?- Tak, trzy lub cztery.Wskazówki dotyczące Oks­fordu i Cambridge, wzmianka o absolwentach obu uni­wersytetów, którzy zatrzymali się w posiadłości, choć nie miała żadnego znaczenia poza tym, że odnosiła się do porcelanowych krzesełek.- Tak.tak.Widzę tu jeszcze kilka innych interesu­jących rzeczy.- Natychmiast zawiadomiłem policję, że do nas strze­lano.- Bardzo dobrze.- Poproszono mnie, bym następnego dnia przyszedł na posterunek.Widziałem się z inspektorem Norrisem.Wcześniej nie miałem z nim kontaktu.To pewnie nowy oficer.- Tak.Prawdopodobnie ze specjalnym przydziałem - powiedział pułkownik.Wydmuchał kolejny kłąb dymu.Tommy zakaszlał.- Pewnie wie pan o nim wszystko.- Wiem - przyznał pułkownik.- My wszystko wiemy.Jest w porządku.Prowadzi to dochodzenie.Być może miejscowi zauważyli człowieka, który was śledził.Nie myślisz, Beresford, że byłoby dobrze, gdybyś na jakiś, czas wyjechał z domu i zabrał ze sobą żonę?- Raczej nie mógłbym tego zrobić - odparł Tommy.- To znaczy, nie zgodziłaby się na wyjazd? - spytał pułkownik.- Jak zawsze wie pan wszystko, jeśli mogę zauważyć - powiedział Tommy.- Nie sposób odciągnąć Tuppence od tej sprawy.Proszę wziąć pod uwagę, że nie jest ciężko ranna ani chora i doszła do wniosku, że [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •