[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Roger Battaglia, wówczas wybitnyposeł do parlamentu, zjawiał się wprost z pociągu po północy, aby na naszej estradzieprzemawiać wierszem i prozą, nawet tańczyć.Zygmunt Stefański, pózniejszy poseł w Moskwie,gędził swoje żartobliwe ballady, towarzysząc sobie na gitarze.Brat mój Edward, tzw. Edziula ,celował w improwizowanych parodiach kołtunów.Stałym numerem programów w pierwszymokresie były wielkie karykatury Sichulskiego, które były objawieniem tego żywiołowego talentu.(Sława tych karykatur rozeszła się tak, że zaproszono artystę, by rysował parlament wiedeński: wdniu kiedy ukazał się jego album, musiano zawiesić na cały dzień sesję parlamentu, bo nikt nieinteresował się nią, wszyscy oglądali album i śmiali się.) W ogóle w tym pierwszym okresieudział malarzy w programach był bardzo żywy.Raz, w dzień otwarcia wystawy Sztuki , pokryliwszystkie ściany znakomitą parodią tej wystawy, której otwarcia dokonał Trzciński, wurzędowym pierogu, paradnie odgrywając ministra przybyłego z Wiednia ( Wistawa bidlowaotwarta. ).Innym razem Lulek Schiller, ubielony gipsem, reprezentował pomnik ChopinaWacława Szymanowskiego.Improwizowano sceny zbiorowe, np.jubileusz Stasinka , naktórym Adam Siedlecki wcielał postać Stanisława Tarnowskiego, Herbaczewski przemawiałimieniem Litwy i Rusi, od papieża zaś nadeszła depesza tej treści: Cum jubilantibus jubilans,annuntio vobis gaudium magnum: Lucianum Rydel de Tonie martyrem ruralium canonisatum.To znów dla poratowania finansów instytucji, która, pracując bezpłatnie, grzęzła w długach,urządzono jeden kabaret publiczny, dopuszczając, za olbrzymią cenę wstępu 5 koron, filistrów; to203znów wypędzono ich sromotnie jako nie umiejących się bawić i wyśmiano piosenką.Obokkonceptów malarskich, nie brak było i muzycznych, w których celowali Noskowski i KarolRostworowski, muzyk.I tak odbywały się te wieczory zrazu niemal co tydzień, wśród jakiejśmłodej wesołości.Była w tej małej salce elektryczność.Mnóstwo ludzi, którzy nie znali sięwprzódy, zetknęło się z sobą; radość objawienia się nieoczekiwanych talentów, radość piosenki,która dla smutnego i obchodowopogrzebowego Krakowa była jak i dla całej Polski czymśnowym, niemal egzotycznym; radosne braterstwo wszystkich sztuk, huczące bez przerwypianino, strzelające race konceptów, wszystko to stwarzało atmosferę jedyną w swoim rodzaju.Dam przykłady tego entuzjazmu.Jan Stanisławski, profesor Akademii Sztuk pięknych, ukochanynauczyciel i towarzysz, który mimo że nie działał czynnie w Zielonym Baloniku , był dusząkażdego zebrania, a radość jego była hasłem wesołości sali umierał.Beznadziejnie chory, niemogąc ruszać się z łóżka, jeszcze zaprosił do siebie balonikowych wesołków, aby mu chociaż wdomu odśpiewali ostatni program.Drugi przykład.%7łona jednego z malarzy, pózniej dygnitarzaurzędowego w niepodległej Polsce, była w odmiennym stanie, w dobrze zaawansowanymdziewiątym miesiącu.Mimo to, nie mogąc znieść myśli, aby miała opuścić wieczór w Jamie ,wybrała się do Michalika; otóż w czasie wieczoru zaledwie zdążono ją wyprowadzić z sali iodwiezć do domu; maluczko, a byłaby urodziła w Jamie Michalikowej.Trzeci przykład, może najwymowniejszy.Właściciel zakładu litograficznego, ZenonPruszyński, oddał swą litografię, o każdej porze dnia i nocy do dyspozycji Zielonego Balonikazupełnie bezinteresownie.Mimo że od czasów Zielonego Balonika upłynęło lat przeszłodwadzieścia, Zenon , jak go popularnie nazywają, codziennie po południu zasiada w Jamieprzy stoliku Zielonego Balonika dla utrzymania tradycji.W ubiegłym miesiącu wydał zpowodu jubileuszu ilustrowany przewodnik po Jamie Michalikowej.Ale nic w świecie nie trwa; i ta furia improwizacyjna osłabła.W maleńkim Krakowie, gdzieżycie dostarczało tak skąpo materiału, nie podobna było zdobyć się i to zupełniebezinteresownie co tydzień czy dwa na taki nabój humoru.Toteż w następnych latach wieczorystały się rzadsze, a zarazem bardziej przygotowane, przy czym program literacki wziął górę nadelementem malarskim.Na razie pierwszy sezon zakończył się jak wspomniałem wybornąSzopką.Sam gmach był dziełem zbiorowego wysiłku artystów; śliczną szopkę, projektowanąprzez Kamockiego z motywów kościoła w Modlnicy, wykleili i wystroili własnoręcznie malarze,doskonałe figurki ulepił przeważnie Szczepkowski (w pózniejszych szopkach dzielili z nim pracęKunzek, a zwłaszcza Puget, który tworzył małe arcydziełka w tym rodzaju), muzykę do prologunapisał Bolesław Raczyński.Z początkiem drugiego roku zetknąłem się ściślej z Zielonym Balonikiem.W pierwszymsezonie jego istnienia, bawiąc na studiach klinicznych we Wrocławiu, przeczytałem w Czasiefelieton Rydla, żądający natychmiast kanonizacji królowej Jadwigi.Ubawiony, nagryzmoliłemna ten temat balladę (nie drukowaną zresztą nigdy) i przesłałem ją Zielonemu Balonikowi.Natej zasadzie, kiedy w krakowskim teatrze wystawiono sztukę Bodenhain Rydla, mnie polecił Zielony Balonik jej zreferowanie.Zostałem członkiem komitetu, zasilałem wszystkieprogramy.Wszystkie prawie piosenki i wiele wierszy znajdujących się w Słówkach powstało dla Zielonego Balonika , oprócz tego wiele innych nigdy nie wydanych.Sporo pisaliśmy teżwspólnie z Noskowskim, czasem we trójkę z Trzcińskim; to wspólne przyrządzanie piosenekbyło przemiłą zabawą.Już w trzecim roku wieczorów Zielonego Balonika było ledwie kilka, potem bywało niewięcej niż dwa wieczory na sezon.Wykształciliśmy smak publiczności, co obróciło się przeciwnam, stała się wybredna, wymagania jej były wysokie.Woleliśmy tedy rzadziej, a dobrze.Ponieważ jednak potrzeba wspólnych zabaw była większa niż pracowitość dostawców programu,204urządzano przynajmniej raz na rok wieczory kostiumowe, taneczne, parodie modnych wówczasredut prasy w formie tzw. Redut Prasy Hydraulicznej , w których znowuż pomysłowośćmalarska mogła się wyładować w obmyślaniu kostiumów i dekorowaniu sali.ESTRADA I PUBLICZNOZZ charakteru Zielonego Balonika wynikało, że szczególniej w początku nie było tamścisłego rozdziału między estradą a publicznością.Siedzieli wszyscy przy stolikach i popijali; ktochciał i miał co do powiedzenia, wchodził na estradę.Kiedy miał nieszczęście znudzićpubliczność, ta nie krępowała się w wyrażaniu swego niezadowolenia; parę razy nawet zdarzałosię, że mówcę, który zwłaszcza pod wpływem spirytualiów nadużywał wolności słowa i ględziłzbyt długo, osiłki kabaretowe byli to dwaj rośli malarze łagodnie znosili z estrady.Ale tenostateczny środek stosowano wyjątkowo i na wyrazne żądanie publiczności.Z początku małasalka gromadziła cały świat artystów; ponieważ jednak treścią żartów były właśnie sprawyartystyczne (innych w Krakowie prawie nie było, przynajmniej dla nas), wynikła stąd niejednaobraza, niejeden kwas, ten i ów zagrożony w swoim autorytecie zaczął stronić od zebrań Zielonego Balonika i przechodził do obozu jego wrogów.Na miejsce dezerterówwprowadzano innych, szczególnie świat naukowy, który bardzo się garnął do takiej rozrywki,znużony znadz uroczystym stylem Almae Matris.Napoleon Cybulski, Wł.L.Jaworski, pózniejKazimierz Morawski byli najmilej widzianymi gośćmi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]