[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dokonujemy sugestii z całą subtelnością, jeżeli ktoś dobiega stu czterdziestu czy stu pięćdziesięciu i czepia się życia, chociaż jego zdrowie jest całkiem zrujnowane.Czynimy tak też wobec osób w wieku osiemdziesięciu, dziewięćdziesięciu lat, których jedynie lekarze utrzymują przy życiu.Mamy sposoby wpływania na nich przez lekarzy, przyjaciół czy rodzinę.Chcemy przezwyciężyć strach przed śmiercią i zaszczepić im myśl, że ich odejście jest nie tylko najlepsze dla społeczeństwa, ale też i dla nich samych.Nie możemy zrobić nic, jeżeli tego nie rozumieją.Przymusowa eutanazja nie jest częścią tego systemu.- W jakim wieku są obecnie najstarsi ludzie? - zapytał Staunt.- Najstarsi dożywają stu siedemdziesięciu pięciu, stu osiemdziesięciu lat.Oznacza to, że urodzili się w pierwszej połowie dwudziestego wieku, w okresie pierwszej wojny światowej.Każdy urodzony wcześniej przeżył zbyt długi okres w dobie przestarzałej medycyny, aby mieć nadzieję na prawdziwą długowieczność.Nawet ktoś, kto urodził się, powiedzmy, w 1920 roku, miał lat pięćdziesiąt pięć, sześćdziesiąt, kiedy rozpoczynała się era przeszczepów, skomputeryzowanej medycyny i chirurgii laserowej i jeżeli miał szczęście być w dobrym zdrowiu w latach siedemdziesiątych czy osiemdziesiątych, mógł pociągnąć już znacznie dłużej i dożyć epoki regeneracji tkanek i dalszego postępu.Nieliczni urodzeni w początkach dwudziestego wieku dożyli epoki medycyny totalnej.Niektórzy z nich jeszcze żyją i rezygnują z odejścia.- Jak długo jeszcze mogą się trzymać?- Trudno powiedzieć.Nie wiemy po prostu, jakie są praktyczne granice ludzkiego życia.Nasze doświadczenia z medycyną totalną nie trwają wystarczająco długo.Słyszałem opinie, że dwieście, dwieście dziesięć lat to maksimum, ale za dwadzieścia, trzydzieści lat możemy mieć do czynienia z ludźmi, którzy ten wiek osiągnęli i będą mogli żyć dalej.Może nie ma górnej granicy? Szczególnie przy naszych możliwościach regeneracji ciała.Byłaby to jednak z ich strony działalność wybitnie antyspołeczna.Trwać przez stulecia po to tylko, by wypróbować nasze umiejętności medyczne.- Jeżeli jednak przez te setki lat dawaliby od siebie coś cennego społeczeństwu?- Jeżeli.Faktem jest jednak, że dziewięćdziesiąt do dziewięćdziesięciu pięciu procent ludzi nie daje społeczeństwu nic nawet w młodym wieku.Zajmują miejsce, wykonują zadania, które maszyny wykonywałyby lepiej, rodzą dzieci, które wcale nie są bardziej uzdolnione niż ich rodzice, i żyją, żyją, żyją.Nie chcemy stracić nikogo wartościowego, Henry.Rozmawialiśmy już o tym.Większość ludzi nie jest jednak wartościowa i jeszcze traci na wartości w miarę upływu czasu.Nie ma najmniejszego powodu, by żyli dłużej niż sto, sto dziesięć lat, a w każdym razie nie dwieście czy trzysta.- To twarda filozofia, nawet cyniczna.- Wiem, ale przeczytaj Hallama.Koło musi się obrócić.Osiągnęliśmy średnią długość życia, która wydawała się fantazją jeszcze wtedy, kiedy byłeś dzieckiem, Henry.Nie oznacza to jednak wcale, iż musimy zabiegać o to, by wszyscy byli nieśmiertelni.Chyba, żeby ludzie zrezygnowali z rodzenia dzieci.Ale ludzie tego nie chcą.Nasza planeta stanowi system zamknięty.Jeżeli jest przypływ, to musi być i odpływ i chciałbym, żeby ten odpływ stanowili ci, którzy mają najmniej do zaoferowania społeczeństwu - zgrzybiali, słabi, mało inteligentni, źli.Dzięki Bogu, większość ludzi się z tym zgadza.Na każdego, który nie chce rozstać się z życiem, przypada pięćdziesięciu, którzy odchodzą z satysfakcją, kiedy przekroczą sto lat.Starsi też często zmieniają zdanie, jak to miało miejsce w twoim przypadku.Niewiele osób chce żyć dłużej niż sto pięćdziesiąt lat.Tych nielicznych, którzy pozostają, traktujemy jako eksperyment z dziedziny geriatrii i zostawiamy w spokoju.- Ile lat mają ci czterej, których spotkałem przy helikopterze?- Nie umiem ci powiedzieć.Sto dwadzieścia, sto trzydzieści., coś w tym rodzaju.Większość odchodzących obecnie urodziła się w latach 1960 - 1980.- Należą zatem do mojej generacji.- Chyba tak.- Czy ja tak samo źle wyglądam? To żywe mumie.Myślałem, że są z pięćdziesiąt lat starsi ode mnie.- Bardzo wątpię.- Ale przecież ja nie wyglądam tak, jak oni, prawda? Mam własne zęby, własne włosy, dobry wzrok.Wyglądam staro, ale przecież nie jak patriarcha.A może sam siebie oszukuję? Czy jestem także taką wysuszoną pokraką? Może po prostu przyzwyczaiłem się do własnego wyglądu? Nie zauważyłem zmian, jakie zachodziły z upływem czasu?- Masz lustro - powiedział Bollinger.- Odpowiedz sobie sam.Staunt przyglądał się sobie.Zmarszczki i linie.tak.Konturowa mapa czasu, doliny i wąwozy długiego życia.Plamy na skórze.Błyszczące oczy głęboko zapadnięte, policzki prawie bez ciała odsłaniające kontury czaszki.Stara twarz.Niezmiernie stara.Ale nie taka jak ich.Nie był jeszcze mumią.Zdawało mu się, że człowiek z dwudziestego wieku nie oceniłby go na więcej niż po sześćdziesiątce, a Martina Bollingera po pięćdziesiątce.Tamci czterej demonstrowali swój prawdziwy wiek.Utrzymanie ich przy życiu musiało wymagać cudów ze strony lekarzy.Teraz, znużeni wymigiwaniem się od śmierci, przybyli tutaj, by odejść i skończyć z tą farsą.Ja jestem jednak wciąż silny, mógłbym jeszcze pożyć z łatwością, gdybym tylko chciał.- No i co? - zapytał Bollinger.- Trzymam się jeszcze dobrze - powiedział Staunt.- Rezygnuję, kiedy wciąż jeszcze jestem w czołówce.Tak trzeba.Wziął do ręki terminal komputerowy.- Ciekaw jestem, czy mają jakieś moje utwory - powiedział.Złożył zamówienie i po chwili pierwsze akordy XII symfonii wypełniły pokój.Odczuł przyjemność.Zamknął oczy i słuchał.Kiedy utwór przebrzmiał, rozejrzał się po pokoju.Bollingera nie było.Rozdział 5Doktor James przyszedł odwiedzić go nieco później, gdy już noc spowijała pustynię.Staunt stał przy oknie obserwując pojawiające się gwiazdy, kiedy system informacyjny powiadomił go o gościu.Doktor był młodym człowiekiem w wieku czterdziestu, pięćdziesięciu lat
[ Pobierz całość w formacie PDF ]