[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W karczmie zaś zabawa już szła rzetelna, muzyka rznęła co sił i tany szły za tanami, pito już wewszystkich kątach, gdzieniegdzie już przychodziło do sporów, a wszędy gadano tak głośno, że wrzawaprzepełniała izbę, a tupoty taneczników rozlegały się kieby bicie cepów.Kłębowa kompania przetoczyłasię do alkierza, skąd też niezgorszy wrzask dochodził, jeno Socha i Małgośka tańcowali zapamiętale aboująwszy się wpół na mróz biegli na powietrze.Bartek z tartaku ze swoimi wciąż stali na jednymmiejscu, pili już z drugiej flachy, a Wojtek Kobus już wprost wykrzykiwał ku rzepeckim ludziom:- Zlachta, ścierwy, worek i płachta! - że to za szlachtę się uważali.- Dziedzice, pół wsi jedną krowę doi! - dorzucił zjadliwie drugi.- Kołtuniarze, przez koni się obywają, bo ich same wszy noszą.- %7łydoskie paroby!- Dworskie pomietła, do psów się im godzić, kiej taki dobry wiatr czują!- Poczuły też we dworze swoje i ciągną.- Będą tu ludziom odbierać robotę.- Wyczeszemy wama kołtuny, że bez łbów pouciekacie!- Wycieruchy, obieżyświaty, brakło u %7łydów palenia w piecach, to przyleciały!Dogadywali mocno, a jaki taki pięścią wygrażał i darł się do nich, a coraz więcej ludzi wrzało przeciwko,coraz zapalczywsze koło ich otaczało, że to już gorzałka ponosiła, ale oni się nie odzywali, siedzieli przysobie kupą całą, kije ino ściskali między kolanami, popijali piwo, przegryzali kiełbasę, jaką mieli zesobą, a hardo, nieustraszliwie poglądali na chłopów.Byłoby może i przyszło z miejsca do bitki, ale Kłąb przyleciał, jął uspokajać, przekładać a prosić, a zanim starsi i Jambroży, że Kobus zaprzestał pyskować, drugich też odciągnęli na poczęstunek doszynkwasu, potem muzyka sielnie zagrała, a Jambroż jął znowu cyganić niestworzone historie owojnach, Napolionie, Naczelniku, a pózniej i insze ucieszne rzeczy, aż się niejedni pokładali ze śmiechu;a on rad wielce, podpity niezgorzej, rozparł się przy stole i prawił:- Na ostatek opowiem jeszcze jedną historię, krótką, bo mi pilno tańcować, a i dzieuchy krzywe, że donich nie przychodzę! Wiecie, zmówiny dzisiaj Kłębianki ze Sochą Wickiem.Gdybym chciał, moje by byłyz Małgośką, moje! Bo ano było tak:"We czwartek zwalili się do starego Kłęba z wódką! Przyszli w jeden czas od Sochy i przyszli odPryczka; jedni przepijają harakiem, drudzy zaś słodką, od jednych Kłąb pije i od drugich nie wylewa.Jeden jest dobry, a i drugi nie gorszy!Swaty aż się pocą, tak prawią i zalecają swoich kawalerów:Ten ma morgi galante przez skowronków nawożone, a drugi też takie, na których ino pieskowie weselaswoje odprawują.Jeden ma chałupę, do której świnie pod przyciesiami włażą, a i drugi nie gorszą.Obaj sielne bogacze, że szukać daleko!Socha ma cały kołnierz od kożucha, bo resztę pieski rozniesły, Pryczek zaś ma obertelek od świątecznych portek i guzik świecący kiej ze złota!Jeden chłopak śmigły kiej ta kopica, a i drugiemu brzucho wzdeno od ziemniaków!Galante parobki !Sosze ślina z gęby cieknie, a Pryczek ma ślepie kaprawe!Równe we wszystkim, a takie robotne i zapamiętałe, że choćby pół ćwiartki ziemniaków na raz zjedzą iza drugą patrzą !Oba dobre na zięciów, oba krowy mogą popaść, izbę przymieść, gnoju urzucić; oba krzywdy dziewcenie zrobią nijakiej, bo z boćkami kompanii nie trzymają.Sielne parobki, rozmowne, mądrale,przemyślne, z jadłem zawsze do gęby trafiają, a nie gdzie indziej.Co tu począć, kiej oba się zarówno widzą staremu, to się kręci, w nosie dłubie, a Małgośki pyta:którego chcesz?.- Oba pokraki, tatulu, pozwólcie, to już se Jambroża wybierę !.Stary głową kręcił, deliberował długo, wiadomo, że mądrala na całą chałupę, a tu chłopaki przynaglają,swaty swoje wciąż prawią, to się napił od jednych haraku, napił się od drugich słodkiej i powiada:- Wagę przynieśta!Przynieśli oną wagę, ustawili, a on prawi:- Zważta się, chłopaki, któren będzie cięższy, tego na zięcia wybierę.Zafrasowały się swaty, posłali po gorzałkę i medytują: któren? bo obaj byli kieby te pluskwyzeschnięte! Skoczyły po rozum do głowy Pryczkowe swaty, nasuły mu za pazuchę kamieni, to wkieszenie napchały.Ale i Sochowie też nie były głupie, nie było co, to gęsiora wsadzili mu pod kapotę ina wagę go stawią.liczą, aż tu cosik powiada: S.s.s.Socha niby, i gęsior bęc na ziemię!Roześmieli się wszyscy, a Kłąb powiada:- Zmyślna jucha jest, choć wagi nie trzyma, ty będziesz moim zięciem!"Juści, że w tym, prócz tego ważenia, innej prawdy nie było, jeno że opowiadał tak śmiesznie, aż siępopłakiwali z uciechy i takim śmiechem buchali, że na całą karczmę szło.%7łe wnet Kłębowi goście wywalili się z alkierza i całą hurmą szli w taniec, to wrzask się podniósł, tupot,krzyki, że już żadnego głosu z osobna nie rozeznał.Ze łbów poczynało kurzyć, gorącość rozbierała, uciecha rosła, to i młodzi hulali z całej mocy, a starsizasię zalegali stoły, stowarzyszali się, gdzie ino mogli i gdzie kto ustojał, bo tanecznicy rozbijali i corazwiększym kołem zataczali, a każden w głos gadał, przepijał, z drugimi się cieszył, swojego dowodził,święta używał.Muzyka zaś rznęła siarczyście i tany szły zapamiętałe, choć był taki gąszcz, że głowa przy głowie, plecyprzy plecach, to i tak się trząchali, po izbie nosili, pokrzykiwali wesoło, a obcasami bili, że ino dyleskowyczały i szynkwas podrygiwał!Zabawa była sielna, boć wszyscy się dokładali z całej mocy, duszą całą.Zima toć szła, naród oderwał ręce spracowane od matki ziemi, to i podnosił przygięte karki, podnosiłzafrasowane dusze, prostował się, rozrastał i równał jeden z drugim w wolności, w odpoczywaniu i wtej myśli swobodnej, że każden człowiek widniał z osobna i wyraznie jako ten bór, z którego niewydzielisz drzewin latem, bo w jednakim, równo zielonym gąszczu stoi przywarty do rodnej ziemi, aniech jeno śnieg spadnie, ziemia się przesłoni, a wnet każde drzewo dojrzysz z osobna i w ten migrozeznasz: dąbek-li to, grabek-li to, osiczyna-li to! Takuteńko było i z narodem.Jeno Antek z Mateuszem nie ruchali się ze swoich miejsc, siedzieli przy się po przyjacielsku i z cichaugwarzali o różnościach, ile że cięgiem ktoś do nich przystawał i swoje dokładał; przyszedł StachoPłoszka, przyszedł Balcerek, przyszedł wójtów brat i drugie; te wszystkie najpierwsze we wsi kawalery,którzy drużbowali na weselu Jagusi.Zrazu nieśmiało przystawali, że to nie wiada było, czy Antek jakimostrym słowem nie ciepnie, ale nie, podawał każdemu rękę a z dobrością patrzał, to i wnet otoczyli gozwartym kołem, pilnie słuchali, przyjacielstwo świadczyli i tak mu się umilali a zdawali we wszystkim,jak przódzi, kiedy to im przewodził jeszcze, uśmiechał się ino gorzko jakoś, bo mu się wspomniało jakto jeszcze wczoraj a ci sami omijali go z dala na drodze.- Ani cię nikaj nie ujrzeć, do karczmy nie zachodzisz! - powiedział Płoszka [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •