[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- My nie rozmawiamy w domu o.sprawach zawodowych - odparła Carol Jeanne.- Oczywiście, że nie.Na przykład, ja bym nie poszła do Reda się leczyć podejrzewając, że on będzie rozmawiał o tym przy kolacji.Ale by mi nie przeszkadzało, gdybyś ty wiedziała o moich kłopotach.W końcu sama ci o nich mówię, prawda? Niemniej coś mi się wydaje, że Mamuśka nie jest powiernicą godną zaufania.- Redowi jednak można ufać.On nigdy nie zdradza sekretów.- Tak też przypuszczałam, lecz to chyba nie oznacza, że nie opowiada ci o swojej pracy.- Wiem o niej tylko tyle, ile on wie o mojej.- Z tą różnicą, że o twojej pracy dużo się pisze i mówi, a ludzie, których on leczy, nawet skutecznie, wolą raczej nie rozgłaszać jego osiągnięć.Ty jednak powinnaś wiedzieć, że jest świetnym terapeutą.Carol Jeanne zaśmiała się z powątpiewaniem.- Ty tak nie uważasz? - spytała Liz.- Nie, skądże znowu.Masz całkowitą rację.Chodziło mi o coś innego.Widzisz, dopiero co okropnie się z Redem pokłóciliśmy i właśnie o tym zamierzałam z tobą rozmawiać.Tylko nie chciałabym podważyć twojego zaufania do niego jako terapeuty.Teraz Liz się roześmiała.- Wcale nie twierdzę, że świetny terapeuta koniecznie musi być idealnym mężem.Sama jestem doskonałą matką, a ze mnie żaden ideał.Nie przejmuj się.Możesz ze mną rozmawiać bez obawy, że to mi przeszkodzi leczyć się u Reda.- No to w porządku.W istocie już mi pomogłaś.Chyba zapomniałam, że na "Arce" nie tylko ja mam roboty po uszy.Praca Reda jest równie ważna jak moja, jeśli chodzi o powodzenie przyszłej kolonii.Naturalnie, nigdy w to nie wątpiłam, a tylko po prostu nie pomyślałam, że on też ma mnóstwo stresów.- Co za ironia losu - powiedziała Liz.- Red pomaga innym radzić sobie ze stresami i to go tak stresuje, że nie radzi sobie z własną żoną.Któż pomoże terapeutom?Obie się roześmiały.Ja jednak wiedziałem to, czego nie wiedziała Liz - że Carol Jeanne nie miała powodów do śmiechu.- O co się pokłóciliście?- O nic i o wszystko.Potem Carol Jeanne opowiedziała, jak Penelopa zaproponowała jej i Mamuśce, by zostały towarzyszkami, jak odmówiła i jak to doprowadziło do kłótni z Redem.- No cóż - rzekła Liz.- Prawda jest taka, że chociaż możesz być zwolniona z tego obowiązku, jest to rzeczywiście bardzo dobry sposób poznawania ludzi i uczestniczenia w życiu społeczności.- Wiem - odparła Carol Jeanne.- Ale przecież nie mogłam przy wszystkich oświadczyć, że wprost marzę, by odwiedzać ludzi jako towarzyszka.Nie.Kłamię.Właściwie chciałabym to robić, lecz nigdy z Mamuśką.- Kłopoty z teściową?- Gdyby była zupełnie obcą osobą, nie mogłabym jej ścierpieć.No, wreszcie to komuś powiedziałam.Mnie mówiła to kilkakrotnie.- A musisz z nią mieszkać.- Boże, dlaczego ona i Stef nie zostali na Ziemi? Wybierając się w tę podróż, bardzo liczyłam na to, że w końcu odnajdziemy się z Redem, skoro jego matka przestanie kłaść się cieniem między nami.Kiedy było już za późno, żeby się wycofać.Nie, kiedy już nie chciałam się wycofać, bo zbytnio się zaangażowałam, skuszona perspektywą przekształcania ekosystemu nowej planety, Mamuśka nagle oświadczyła, że oni także lecą.Wiem, że Stef wcale nie miał na to ochoty.Red także tego nie chciał, a przynajmniej tak mi powiedział, ale nigdy, przenigdy nie sprzeciwił się swojej matce.- Jednakże się z tobą ożenił, prawda? - zapytała Liz łagodnym tonem.- Mamuśka nie miała nic przeciwko temu.- Tak sądzisz? Założę się, że miała.Założę się, że Red musiał walczyć zębami i pazurami choćby tylko o to, żeby przyszła na ślub.- Cóż, jeśli tak, trzymał to przede mną w tajemnicy.O ile mi wiadomo, Mamuśka przez kilka miesięcy stawała na głowie, aby w Nowej Anglii wszyscy się dowiedzieli, że jej syn bierze ślub ze sławną uczoną.W nieznośnie krępujący sposób chwaliła się mną przed każdą napotkaną osobą.Błagałam Reda, aby kazał jej przestać, lecz z tego co wiem, nigdy nie ośmielił się poruszyć z nią tego tematu.Mamuśka dalej wymienia moje nazwisko przy każdej okazji, nawet jeśli za wszelką cenę próbuje obsmarować mnie przed znajomymi.Liz wydawała się jej nie dowierzać.Zastanawiałem się dlaczego.Przecież Carol Jeanne nie skłamała - jej sława najbardziej imponowała Mamuśce, która rzeczywiście z uporem godnym lepszej sprawy stale chwaliła się synową.Nie dostrzegał tego jedynie Red.Widocznie Liz również, ale chyba dlatego, że jeszcze nie miała okazji zobaczyć Mamuśki w akcji.- Trudno, nie zmienisz jego matki, ale możesz się zabezpieczyć przed całkowitą utratą swojej pozycji w Mayflowerze.- Zostając towarzyszką? Nie mogę tego zrobić.Naprawdę, Liz.Włóczyć się po ludziach z Mamuśka.- Nie, nie o to mi chodzi.Mieszkańcy miasteczka w większości nie są towarzyszami.Istnieją inne formy działalności społecznej.Red wychodzi do ludzi, angażuje się w ich sprawy.Jestem pewna, że gdybyś też się zaangażowała, to by was do siebie zbliżyło.Dlaczego nie pójdziesz do Penelobaby i nie poprosisz jej o coś, czym moglibyście się zajmować razem? Musiałaby się zgodzić.Carol Jeanne westchnęła.- Kiedy ja naprawdę nie mam czasu na takie rzeczy.Chociaż nie.Mam czas, tylko że po prostu nie umiem się skupić na dwóch różnych zajęciach jednocześnie.Red to potrafi, ja nie.Całkowicie pochłanie mnie gajologia.- W takim razie daruj sobie działalność społeczną.Większość z nas w ogóle nie zawraca sobie tym głowy.- Uśmiechnęła się szeroko.- Myślisz, że gdyby było inaczej, pozwolilibyśmy Penelodurnej tym rządzić?- Właściwie masz rację, Liz.Dobrze mi zrobiła ta rozmowa [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •