[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tutaj dałem za wygraną, ponieważ okazało się, że Ricky wyszła za mąż.To, cozobaczyłem w księdze zapisów okręgowego archiwum, zaszokowało mnie tak, żerzuciłem wszystko w diabły i wsiadłem w samolot do Denver.Zdążyłem przedtemwysłać Chuckowi pocztówkę z prośbą, by zebrał rzeczy z mojego biurka i spako-wał wszystko, co miałem w gabinecie.W Denver zabawiłem tylko tyle czasu, ile potrzebowałem na wizytę w firmiedostarczającej materiały dla dentystów.Nie byłem tam od momentu zakończe-nia Sześciotygodniowej Wojny, kiedy razem z Milesem pojechaliśmy prosto doKalifornii.Denver jako nowa stolica wywarło na mnie ogromne wrażenie.Z tego, co sły-szałem, schron przeciwatomowy prezydenta jest zagrzebany głęboko pod GóramiSkalistymi.Nawet jeżeli to prawda, to na powierzchni zostało całe mnóstwo zbęd-nych rzeczy.Było tam chyba jeszcze ciaśniej niż w Wielkim Los Angeles.W hurtowni kupiłem dziesięć kilogramów czystego złota izotopu 197 w formie drutu o średnicy czternastu milimetrów.Zapłaciłem 86 dolarów i 10centów za kilogram, chociaż cena kruszcu przeznaczonego do celów technicznychwynosi tylko 70 dolarów.Cala ta transakcja zadała śmiertelny cios mojej jedynejtysiącdolarówce.Owinąłem drut dookoła pasa i wyjechałem do Boulder.Doktor Twitchell nadal tam mieszkał, chociaż już nie pracował.Jako eme-rytowany profesor większość czasu spędzał w barze klubu uczelnianego.Czterydni upłynęły, zanim dopadłem go w innym barze, obcy bowiem nie mają prawawstępu do tego uświęconego ośrodka kultury uniwersyteckiej.Kiedy go wreszciezłapałem, zaproszenie na jednego okazało się sprawą całkiem prostą.Była to postać tragiczna, jakby żywcem przeniesiona z greckich tragedii ruina wielkiego człowieka.Miał świecić jak gwiazda na firmamencie nauki ra-zem z Einsteinem, Bohrem i Newtonem, a tymczasem wyniki jego pracy znałodosłownie kilku specjalistów w dziedzinie teorii pola.Kiedy się spotkaliśmy, jegogenialny mózg był skwaszony rozczarowaniem, zmącony starością i przesączony119alkoholem.Porównywałem go w myśli do ruin pięknej niegdyś świątyni, którejdach się zapadł, połowa kolumn runęła, a całość porosła pnączami dzikiego wina.Mimo to miał więcej oleju w głowie niż ja w najświetniejszym okresie.Wie-działem, że mam przed sobą geniusza.Kiedy zobaczyłem go po raz pierwszy, podniósł głowę, spojrzał mi prostow oczy i zapytał: To znowu pan? Proszę? Był pan jednym z moich studentów, prawda? Niestety nie, nigdy nie miałem tego zaszczytu.Zazwyczaj, gdy ludzie twierdzą, że już mnie widzieli, gwałtownie protestuję.Tym razem postanowiłem inaczej to rozegrać. Może pan ma na myśli mojego ciotecznego brata, rocznik 86.Uczęszczałna pana wykłady. Możliwe.W jakiej specjalności bronił pracy? Musiał odejść z uniwersytetu bez tytułu, panie doktorze.Szczerze jednakpana podziwiał.Przy każdej rozmowie o studiach wspominał o panu z ogromnymszacunkiem.Na pewno nigdy nie znajdziecie wroga w matce, jeśli w porę pochwaliciejej dziecko.Doktor Twitchell pozwolił mi wreszcie usiąść i dał się zaprosić nadrinka.Największą słabością tego człowieka była zarozumiałość.Wiele godzinw ciągu tych czterech dni przed nawiązaniem znajomości strawiłem w biblioteceuniwersyteckiej, wbijając sobie do głowy wszystkie szczegóły dotyczące profeso-ra.Wiedziałem, jakie napisał referaty i gdzie je wygłaszał, jakie otrzymał uniwer-syteckie i honorowe tytuły oraz jakie dzieła stworzył.Spróbowałem przeczytaćjedno z tych prostszych, ale już na dziewiątej stronie przestałem rozumieć, o cochodzi, choć kilka wyrażeń i wzorów pamiętałem jeszcze długo.Wyjaśniłem mu, że zajmuję się po amatorsku nauką i właśnie szukam mate-riałów do książki Zapoznani geniusze. O czym ma traktować?Z zażenowaniem przyznałem się, że moim zdaniem książkę należałobyzacząć od przedstawienia jego drogi życia i osiągnięć naukowych.pod warun-kiem, że byłby skłonny troszeczkę zrezygnować z dobrze znanej nieprzystępności
[ Pobierz całość w formacie PDF ]