[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Twoje uda dotykały moich, a brzuch jak skała, i nogi stały mocno na ziemi, byłe opok , elazem,trwało ci i pewno ci , i delikatnie wzi łe moj twarz w swoje mocne dłonie i powiedziałe :- Kocham ci.A po moich udach spływała niteczkami obietnica rozkoszy i miałam czerwone grube skarpety, iich nie zdj łam, a musiałam i ć pod prysznic i do domu, i ty te nie zdj łe swoich białych, i potemnapisałe do mnie z Austrii:Uwielbiam nasz kraj za barwy na fladze, i Monako za to samo, i tylko nie wiem, który bardziej, boMonako ma czerwie na górze, jeste moj Polsk i moim Monako ju na zawsze, pami taj.I pami tałam.Poci g, poci g pami tam.Ze ojciec wychodzi, eby kupić co do picia, chyba jestem mała, bostoj na grzejniku, trzymam si uchylonego okna, dworzec du y - Wrocław albo co - odczepialilokomotyw , eby j przyczepić z drugiej strony, mieli mymo e z pi tna cie minut postoju, ojciec powiedział, e idzie, a ja zamarłam przy tej szybie.Na peronie była taka mała fontanienka, nad któr nachylali si ludzie i pili wod.Du o spiesz -cych si ludzi.i poci g szarpn ł - my lałam, e ju ruszamy, a ojca nie było.zdr twiałam zprzera enia, e ju go nigdy nie zobacz.ale to tylko doczepiali t lokomotyw.i a mnie terazciarki przechodz na wspomnienie tego strachu.To nie ma nic do rzeczy.A ty mówisz - zapomnij o tym, tamto niewa ne, takie rzeczy si zdarzaj.Piwo.Niekomplikuj.Słyszałam to ju.No, innym si zdarzaj , ale nie nam! Czyli mo na? Taki syndrom espeka? Wymy liły my tennowy psychologiczny terminrazem z Ew , dawno, dawno temu - jad c do Muszyny.Poci g osobowy - szesna cie godzin, w okniewagonu - tłok trudny do wyobra enia, Jurek, kolega z Krakowa, machn ł nam przez tłum - dawajciebaga e, trzymam miejsca.Poci g odchodził z Głównego - który ju wtedy dogorywał, ale jeszczedawali piwo karmelkowe z beczek, pyszne, słodziutkie, kufelek kosztował pi ć złotych.W przedziale oprócz nas sze ciu Rosjan, jedna Rosjanka i my, we trójk.Koło Radomia Jurek ju był mocno zaanga owany z Rosjank , mi dzy Radomiem a Kielcami za-szło sło ce, uwielbiam zachody sło ca w poci gu, s takie bardziej namacalne, ywe, my z Ew nakorytarzu, nosy rozpłaszczone na szybach, patrzyły my jak ono odje d a, jak niebo niebie cieje, po-tem szarzeje, gdzieniegdzie wychodz zielone smugi, najpierw złoto, potem pomara cz, potemagresywna czerwie , granat, na zakr tach iskry parowozu - zado ćuczynienie za odchodz ce wiatło.Stukot poci gu miarowiał, usenniał, rozmowy cichły, wracały my z Ew do naszego przedziałucałe w prze wiadczeniu, e oto dotkn ły my wiecznej Tajemnicy, Nieznanego, mo e Boga - a wprzedziale - no wła nie.taki espeka.Rosjanie chrrrr.wiszcz ce oddechy, nogi na siedzeniach, wo skarpet.Twarzy Jurka i tej Rosjanki ani ladu.Kurtka, któr byli przykryci zacz ła falować, a Ewa wbijami łokieć pod ebro:- Patrz co oni robi !Wgasn cym półmroku widziałam p czniej ce d insy tej dziewczyny, rozchyliła nogi, a r kaJurka wsuwała si w jej spodnie.Czy tak si rodzi miło ć? Sto ile kilometrów temu jeszcze si nie znali? Zafascynowana ledzjego dłonie, kurtka wybrzusza si na wysoko ci jej piersi.lekkie rz enie pi cych i nowy d wi k.nie umiem go nazwać.nowy.inny.- Ale dziwka - wyszeptała z niekłamanym podziwem Ewka.Rosjanie wysiadali w Krakowie, Jurek podawał baga e przez okno, dziewczyna podała mu r k -powiedział co po rosyjsku, ona zawisła na szybie - Jurek podci gn ł j za r ce, pocałował j w usta iopu cił, poci g ruszył, stał w oknie i machał, a ja zapytałam:- No i co Romeo, b dziesz miał swoj Juli w Rosji, nie le si składa?Spojrzał na mnie jak na idiotk i powiedział:- Zwariowała , miła podró , miła dziewczyna, przecie sobie nie b dziemy psuli miłych chwildalsz znajomo ci.Nie ma co komplikować.Wtedy wła nie na korytarzu ukuły my termin syndrom przedziału kolejowego".Espeka.No wła nie.Nie ma co komplikować.A czy ja komplikuj ?Jest noc i kalekie drzewa stoj w oknie i zamykam oczy, jest jeszcze gorzej, nie ma nikogo, twójoddech spokojny i miarowy, nie ma przy mnie nikogo.Bo e.Ciemna ulica o wietlona z rzadka latarniami gazowymi, w ska wybrukowana kocimi łbami,ciemne niskie okienka, tu przy ziemi, przed domami na ławeczkach starcy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]