[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W jedynym okienku tkwił kawałek drucianej siatki, a wykoś­lawione drzwi zrobione były z rozpołowionych pni młodych palm.Spadzisty dach z wierzchu pokrywała twarda trawa i liście.Przewiewna chatka naprawdę wyglądała bardzo nędznie, lecz za to z małej werandy, ukrytej pod okapem dachu, rozpościerał się wspaniały widok.Płasko­wyż zewsząd otaczały łańcuchy górskie, które na północy tworzyły masyw spiętrzonych szczytów.Purpurowy odblask zachodzącego słoń­ca dodawał im tajemniczego uroku.Srnuga uniósł drewnianą zasuwę i otworzył drzwi.Umeblowanie małej izdebki stanowiły jedynie dwa posłania sporządzone z bam­busowych ram wyplecionych lianami, stół zaimprowizowany z większej drewnianej skrzynki i krzesełko z mniejszej.Kapitan Nowicki, zawie­dziony, rozejrzał się dookoła i rzekł:- Ha, moje drogie, nie ma wam, czego zazdrościć!- Hotelik skromny, ale aromat drzew cynamonowych bardzo przyje­mny - rzekł Tomek, wnosząc do chatki podręczne bagaże dziewcząt.- Szpary w ścianach mają pewną zaletę.Będziecie mogły podziwiać panoramę nie podnosząc się z łóżek!- Niech wieloryb połknie taką panoramę! - burknął Nowicki.- Chodź, brachu, trzeba pomóc rozbijać obóz.Głodny jestem!Łowy na rajskie ptakiPrzeciągły krzyk nocnego ptaka wyrwał Tomka z półsnu.Zanim otworzył oczy, jego prawa dłoń zacisnęła się na kolbie tkwiące­go za pasem rewolweru.Uniósł się na łokciu, po czym wychylił głowę przez otwór szałasu zbudowanego na konarach rozłożystego drzewa.Gdzieś w pobliżu rozległ się trzepot skrzydeł, a potem zapadła cisza.Ciemność w dżungli była obecnie jeszcze bardziej nieprzenik­niona.Był to nieomylny znak, że niebawem nastanie dzień.Tomek, uspokojony, z powrotem legł na pachnącym posłaniu z trawy i liści.Krzyk ptaka nie przebudził ojca.Przez chwilę Tomek wsłuchiwał się w jego głęboki, trochę ciężki oddech.Ostrożnym ruchem nakrył ojca swoim kocem.Chłodne powietrze przesiąknięte było wilgocią.Młodzieniec zastanawiał się, czy zastosowany przez nich papuaski fortel myśliwski ułatwi im polowanie.Krajowcy często przygotowywali na drzewach zamaskowane zasadzki i ukryci w nich strzelali z łuków do ptaków nie podejrzewających niebezpieczeństwa.Obydwaj Wilmowscy skorzystali z doświadczeń krajowców; już czwartą noc czatowali w nadziemnym szałasie sporządzonym z gałęzi i lian, aby móc obser­wować rajskie ptaki, żerujące na sąsiednich drzewach pandanowych obfitujących w ziarno.Życie i zwyczaje tych oryginalnych ptaków były dotąd w ogóle bardzo mało znane, toteż wszelkie obserwacje, po­czynione w naturalnych warunkach, mogły posiadać dla ornitologii olbrzymie znaczenie; ponadto miały one umożliwić stworzenie rajskim ptakom, hodowanym w ogrodach zoologicznych, jak najdogodniej­szych warunków bytowania, zbliżonych do naturalnych.Podczas czterodniowych czat Wilmowski zanotował wiele cennych uwag.Okolica nie była nawiedzana przez krajowców; dzięki temu rajskie ptaki codziennie o świcie przylatywały do drzew pandanowych i żerowały, dopóki palące promienie słoneczne nie zmusiły ich do ukrycia się w cienistym buszu.Poprzedniego wieczoru Wilmowski uznał, że posiada już dostateczny zbiór informacji o królewskim rajskim ptaku [91], spotykanym w większo­ści niżej położonych regionów Nowej Gwinei.Nadchodzący ranek miał zakończyć czaty upolowaniem jednego lub kilku okazów tego gatunku rajskiego ptaka.Wiadomość ta bardzo ucieszyła Tomka; trochę było mu tęskno za Sally.Gdy tylko nie przebywali razem, zaraz niepokoił się o nią.Wiedział, że bardzo pragnie wyróżnić się jakimś sukcesem łowieckim podczas tej pierwszej w jej życiu wyprawy.Dlatego też obawiał się, aby nie popełniła jakiegoś nierozważnego czynu, który mógłby narazić ją na niebezpieczeństwo.Wyruszając z ojcem na kilkudniowe rozpoznanie, zlecił opiekę nad Sally kapitanowi Nowickiemu.Był pewny, że ten wierny druh wsko­czyłby za nią w ogień.Mimo to pragnął już jak najprędzej znaleźć się w obozie.Niepokój Tomka nie był pozbawiony podstaw.Przeszło trzy tygo­dnie temu rozstali się w Popole z tragarzami najętymi w okolicy Port Moresby.Przy pomocy wiernego Ain'u'Ku zwerbowali nowych traga­rzy i nie mogąc doczekać się powrotu "wielkiego białego ojca", odważnie wyruszyli w nieznany kraj, rozciągający się na północ od płaskowyżu Popole.Teraz obozowali w pobliżu terenów wojowniczych Tawade, na których samo wspomnienie tragarze Mafulu dostawali gęsiej skórki [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •