[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dla nich było rzeczą oczywistą, że tylko czarownicy mogli bez walki zmusić piratów do oswobodzenia niewolni­ków.Zapewne "biali masters" byli nawet duchami, skoro potrafili w czasie burzliwej nocy zjawić się niepostrzeżenie na statku pirackim i potem tak samo zniknąć, uprowadzając herszta.Według wierzeń zabobonnych krajowców, przyczyną wszystkich nieszczęść człowieka, chorób, a nawet śmierci zawsze były złe duchy oraz źli czarownicy.Dlatego też naiwny Ain'u'Ku przekonał ich wymowniej niż obietnice dobrego wynagrodzenia, że pod opieką przemożnych, dobrych białych duchów nic złego stać się im nie może.Dzięki jego paplaninie około stu Papuasów wyraziło chęć towarzyszenia wyprawie w drodze do stacji misyjnej na wyżynie Popole.Przysługa oddana przez Ain'u'Ku nie pozostała bez nagrody.Smuga mianował go boss-boyem, czyli kierownikiem tragarzy i pozwolił mu nosić karabin.Wprawdzie, nie chcąc ryzykować jakiegoś wypadku, nie dał mu nabojów, lecz mimo to Ain'u'Ku czuł się niezmiernie za­szczycony.Zaczął ślepo wykonywać wszelkie rozkazy białych masters, a czasem nawet przesadzał w gorliwości i posłuszeństwie.Tomek, rozmyślając o sytuacji wyprawy, rozchmurzył się wspo­mniawszy poczciwego boya.Dzięki jego życzliwej pomocy łatwiej będą mogli zyskać zaufanie innych plemion w głębi wyspy.Pokrzepiony na duchu, znów spojrzał w rozpłomienione niebo.Tarcza słoneczna już prawie całkowicie zniknęła za krawędzią wysokich gór.Czerwonawa łuna stała się znacznie bledsza.Ostatnie purpurowe promienie odbijały się na zachodzie od krańców ciemnych chmur, rzucając nikły odblask na wąską górską ścieżynę.Port Moresby, widoczny jeszcze w pełnym blasku dnia na wąskim skrawku płaskiego wybrzeża na południowym wschodzie, obecnie już zaginął w zamglonej dali.Jak zwykle w tych szerokościach geograficznych, wieczór zapadał nagle, prawie nie poprzedzony zmrokiem.- Tomku.! Tomku.! Wracaj na kolację.! - rozbrzmiało w tej chwili zwielokrotnione przez echo wołanie Sally.Dingo, który przywarował u stóp młodzieńca, zastrzygł uszami.Zaraz też zwinnym ruchem powstał na cztery łapy i szczeknął głucho, spoglądając na Tomka.Ten ocknął się z zadumy.Pogłaskał swego ulubieńca, po czym raźno odkrzyknął:- Już idę.!Powstał z głazu; poprzedzany przez Dinga pobiegł ścieżką w dół górskiego zbocza.Wkrótce znalazł się w kręgu rozbitych namiotów obozowiska.Jego towarzysze siedzieli naokoło ogniska, nad którym dymił kocioł z gorącą zupą.Tomek usiadł obok kapitana Nowickiego.- Gdzież to szanowny pan przebywał tak długo? - zagadnęła Sally, stawiając przed nim blaszany talerz napełniony zupą.- Byłem na wzgórzu.Podziwiałem wspaniały zachód słońca - wesoło odparł Tomek.- Purpurowy odblask sprawiał wrażenie, jakby olb­rzymia łuna unosiła się nad zachodnią częścią wyspy.- Tylko patrzyć, jak zaczniesz gryzmolić wiersze - ironicznie zauwa­żył kapitan Nowicki.- Skąd taki niedorzeczny wniosek?! - oburzył się Tomek.- Ano, brachu, najpierw człek staje się wrażliwy na piękno natury, potem ciężko wzdycha i spogląda ukradkiem na damę jak cielę na malowane wrota, a w końcu zaczyna gryzmolić wierszyki.Wszyscy zakochani młodzieńcy tak robią.- Czy pan naprawdę sądzi, że Tommy jest zakochany? - filuternie podchwyciła Sally.Tomek natychmiast pochylił się nad talerzem, by ukryć zmieszanie, a kapitan Nowicki ciągnął dalej:- A jakże, ale nie tylko on jeden został ugodzony przez Amora.Spostrzegłem, że pan James Balmore często wpatruje się w księżyc i potem zamyślony wpisuje coś do notesu.Balmore poczerwieniał i zakrztusił się gorącą zupą.Tomek tym­czasem zdążył już ochłonąć z zakłopotania i rzekł:- Co do mnie, trafił pan jak kulą w plot, kapitanie! Nigdy w życiu nie napisałem ani jednej linijki wiersza!- To szkoda, brachu, wielka szkoda - odpowiedział Nowicki.- Miałyby twoje dzieci, co poczytać w przyszłości! Masz zręczną rękę do pisaniny.Sam z przyjemnością słuchałem twoich liścików, które smarowałeś do jednej australijskiej sikorki.Twoje raporty w dzienniku pokładowym również są bardzo składne.Niejeden mógłby się z nich dowiedzieć wielu ciekawych rzeczy o świecie.Moim zdaniem powinieneś wydać je drukiem.- Świetny pomysł, drogi panie kapitanie! - zawtórowała Sally.- Posiadam pokaźny zbiór listów, które Tommy pisał do mnie z wszystkich swoich wypraw.- Skończcie z tymi śmiesznymi pomysłami - rzekł Tomek, wzruszając ramionami.- Kogo by mogły zaciekawić moje listy pisane do ciebie?!- Tak uważasz?! - oburzyła się Sally.- A więc dobrze, jeśli się na mnie nie pogniewasz, to mogę ci coś powiedzieć!- Nie pogniewam się! - zapewnił Tomek.- Dajesz słowo?- Oczywiście!- Było to jeszcze w szkolnym pensjonacie w Australii.Właśnie otrzymałam od ciebie list z Afryki, pisany w pociągu, w drodze z Nairobi nad Jezioro Wiktorii.Ze względu na późną porę, wieczorem mogłam przeczytać go tylko jeden raz.Opisy kraju były tak bardzo interesujące, że rano następnego dnia, na pierwszej lekcji, zaczęłam ukradkiem ponownie czytać list.Zajęta pasjonującą lekturą zapomniałam o rzeczy­wistości [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •