[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Och! - nie byłem o tym przekonany i z uporem wróciłem do osoby dentysty:- Ciekaw jestem, dlaczego nie próbowałeś zobaczyć się z Pengelleyem?- Mon ami, daję mu trzy miesiące.Potem będę go widywał, ile zechcę - na ławie oskarżonych.Chociaż raz, myślałem, przewidywania Poirota się nie sprawdzą.Czas płynął, a w naszej kornwalijskiej sprawie nic się nie działo.Zajmowały nas inne rzeczy i już prawie zapomniałem o tragedii w Polgarwith, gdy nagle odświeżyła mi wszystko krótka notka w gazecie o ekshumacji zwłok pani Pengelley na polecenie ministra spraw wewnętrznych.Parę dni później “kornwalijska tajemnica” była tematem wszystkich gazet.Wyglądało na to, że plotka nigdy całkowicie nie umarła i, gdy ogłoszono zaręczyny wdowca z panną Marks, jego asystentką, podniosła się wrzawa większa niż kiedykolwiek.W końcu do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych trafiła petycja, zwłoki ekshumowano, odkryto wielką dawkę arszeniku, pan Pengelley został aresztowany i oskarżony o zamordowanie żony.Poirot i ja uczestniczyliśmy w postępowaniu wstępnym.Dowodów było więcej niż się spodziewano.Doktor Adams przyznał, że symptomy zatrucia arszenikiem mogą być bardzo podobne do objawów nieżytu żołądka.Ekspert Ministerstwa Spraw Wewnętrznych przedstawił swoje orzeczenie, pokojówka Jessie trysnęła fontanną informacji, które, choć w większości odrzucone, wzmocniły jednak z pewnością siłę oskarżenia.Freda Stanton zeznała, że jej ciotka zawsze czuła się gorzej, gdy zjadła coś, co przygotował wuj.Jacob Radnor opowiedział, jak wpadł nieoczekiwanie w dniu śmierci pani Pengelley i zastał pana domu odstawiającego na półkę butelkę ze środkiem chwastobójczym - a na stole obok znajdował się talerz z kleikiem dla żony.Poproszono z kolei pannę Marks, jasnowłosą asystentkę.Płacząc histerycznie wyznała, że łączyły ją intymne stosunki z pracodawcą i ż obiecywał on jej małżeństwo w wypadku, gdyby co przytrafiło się żonie.Pengelley oświadczył, że będzie się bronił sam i wytoczono mu proces.Jacob Radnor szedł z nami w kierunku hotelu.- Widzi pan, panie Radnor - powiedział Poirot - miałem rację.Głos ludzi dał się słyszeć, był to głos wyraźny.Ta sprawa nie została wyciszona.- Miał pan całkowitą rację - westchnął Radnor - Widzi pan jakąś szansę, żeby on z tego wyszedł?- No, oświadczył, że będzie bronił się sam.Może ma coś w rękawie, jak to mówi się u was w Anglii.Wejdzie pan do nas?Radnor przyjął zaproszenie.Zamówiłem dwie whisky i filiżankę czekolady.Ta ostatnia pozycja wzbudziła konsternację i zacząłem wątpić, czy kiedykolwiek dostanę ten napój.- Oczywiście - ciągnął Poirot - mam spore doświadczenie w sprawach tego rodzaju.Widzę tylko jedną dróg ratunku dla naszego przyjaciela.- Jaką?- Pański podpis na tym dokumencie.Błyskawicznie, jak kuglarz, Poirot wyczarował zapisany arkusz papieru.- Co to jest?- Pańskie przyznanie się do zamordowania pani Pengelley.Zapanowała cisza, a po chwili Radnor roześmiał się.- Pan musi być szalony!- Nie, nie, przyjacielu, nie jestem szalony.Pan tu przybył, założył mały biznes, brakowało panu pieniędzy.Pan Pengelley był człowiekiem bardzo zamożnym.Poznał pan jego siostrzenicę, która poczuła do pana skłonność.Ale nie wystarczało panu skromne wiano, w jakie Pengelley miał zamiar wyposażyć krewniaczkę w wypadku zamążpójścia.Musiał pan usunąć zarówno wuja, jak i ciotkę, bo wtedy wszystkie pieniądze przejmowała siostrzenica, nikogo więcej w tej rodzinie nie było.Jak sprytnie pan to obmyślił! Rozkochał pan w sobie tę kobietę w średnim wieku, aż stała się pańską niewolnicą.Zaszczepił pan w niej podejrzenia co do męża.Najpierw odkryła, że ją oszukuje, potem, idąc za pańskimi wskazówkami, że próbuje otruć.Bywał pan często w tym domu i miał okazję dodawać arszenik do jedzenia.Ale bardzo pan uważał, żeby nie zrobić tego nigdy pod nieobecność męża.A pani Pengelley, jak to kobieta, nie zachowała swoich podejrzeń dla siebie, lecz powiedziała o nich siostrzenicy i niewątpliwie kilku przyjaciółkom.Jedyną rzeczą, która wyglądała na bardzo trudną, było prowadzenie romansu równocześnie z tymi dwiema kobietami, ale i tu dał pan sobie radę.Wyjaśnił pan ciotce, że musi udawać adorowanie siostrzenicy, żeby zmylić męża.A młodszej damy nie trzeba było specjalnie przekonywać; nigdy poważnie nie potraktowałaby ciotki jako swojej rywalki.Ale potem pani Pengelley sama podjęła decyzję i nic nikomu nie mówiąc pojechała skonsultować się ze mną.Gdyby upewniła się, ponad wszelką wątpliwość, że mąż próbuje ją otruć, czułaby się w pełni uprawniona do odejścia do pana.Wyobrażała sobie, że pan tego właśnie pragnie, ale, rzecz jasna, było zupełnie inaczej.Nie chciał pan, żeby tu węszył jakiś detektyw.Zdarzyła się sposobna chwila
[ Pobierz całość w formacie PDF ]