[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Paul Hood zamarł.Nagle poczuł się w skórze Thomasa Daviesa, strażaka, z którym grywał w softball w Los Angeles.Pewnego dnia Davies dostał informację, że pali się jego dom.Wiedział, co się dzieje, wiedział, co powinien zrobić, ale po prostu nie był w stanie zareagować.Zamknął drzwi i podszedł do jednego z biurek.- Co się dzieje? - spytał go Charlie.Nie odpowiedział mu.Próbował otrząsnąć się z szoku.- Do jasnej cholery, co się dzieje?!- Czwórka strażników nie żyje, a ci, którzy ich zastrzelili, poszli do sal Rady Bezpieczeństwa - odpowiedział w końcu.- Moje dziecko! - rozpłakała się jedna z matek.- Jestem pewien, że na razie nic nie stało się dzieciom.- Jasne! I byłeś pewien, że wszystko będzie dobrze, jeśli tu zostaniemy! - krzyczał Charlie.Jego krzyk wyrwał Hooda z odrętwienia.- Gdyby wyszedł pan z tej sali, już by pan nie żył - powiedział spokojnie.- Dillon nie wpuściłby pana do pomieszczeń Rady i zginąłby pan razem ze strażnikami.- Wziął głęboki oddech, próbując się uspokoić.Z kieszeni sportowej marynarki wyjął telefon komórkowy.Wystukał numer.- Do kogo dzwonisz? - spytała Sharon.Paul przyłożył telefon do ucha.Spojrzał na żonę i delikatnie dotknął jej policzka.- Do kogoś, kogo nie obchodzi, że jesteśmy na terytorium międzynarodowym - powiedział.- Do kogoś, kto może nam pomóc.10Bethesda, Maryland, sobota 19.46Mike Rodgers właśnie przechodził przez fazę Gary’ego Coopera.Nie w prawdziwym, lecz w filmowym życiu, choć w tej chwili oba splotły się w jedność.Czterdziestopięcioletni były zastępca, a teraz pełniący obowiązki dyrektora Centrum, nie znał do tej pory uczucia wątpliwości, zawsze był pewny siebie.Kiedy studiował, czterokrotnie złamano mu nos na boisku do koszykówki, bowiem widział tylko kosz, miał zamiar włożyć do niego piłkę i niech szlag trafi Torpedy, a także Szopy, Żelaznych i Siłaczy, czy jakieś inne drużyny, przeciwko którym przyszło mu grać.Odsłużył dwie tury w Wietnamie, dowodził brygadą zmechanizowaną podczas wojny w Zatoce; wyznaczano mu cele, a on zawsze je osiągał.Wszystkie! Podczas pierwszej misji Iglicy, w Korei Północnej, powstrzymał oficera-fanatyka przed wystrzeleniem na Japonię rakiety balistycznej z głowicą jądrową.Po powrocie z Wietnamu znalazł nawet czas, by zrobić doktorat z historii współczesnej.Ale teraz.Przygnębiła go nie tylko rezygnacja Paula Hooda, choć była to, oczywiście, część problemu.Co za ironia.Dwa i pół roku temu trudno mu było współpracować z tym człowiekiem, z cywilem, których chodził na bale dobroczynne w towarzystwie gwiazd filmowych, kiedy on szalał po pustyni, wyganiając Irakijczyków z Kuwejtu.Okazało się jednak, że Hood jest dobrym, doskonale poruszającym się w świecie polityki dyrektorem Centrum.Będzie mu brakować tego człowieka i jego przywództwa.Rodgers, ubrany w luźny szary dres i tenisówki, ostrożnie przesunął się na skórzanej kanapie.Zaledwie dwa tygodnie temu został porwany przez terrorystów w dolinie Bekaa w Libanie.Oparzenia drugiego i trzeciego stopnia, zadane mu podczas tortur, nie zdążyły się jeszcze wygoić.Nie wygoiły się także rany duchowe.Uświadomił sobie, że patrzy w sufit i skupił wzrok na telewizorze.Oglądał „Vera Cruz”, jeden z ostatnich filmów z Cooperem.Grał w nim oficera z czasów wojny secesyjnej, który udał się na południe, nad granicę, by walczyć jako najemnik i skończył jako zwolennik miejscowych rewolucjonistów.Gary Cooper: siła, godność, honor.Taki był i Mike Rodgers, przypomniał sobie ze smutkiem.W Libanie stracił coś więcej niż spaloną skórę i wolność.Uwięziony w jaskini, związany, przypalany lampą lutowniczą, stracił pewność siebie.Bynajmniej nie dlatego, że obawiał się śmierci; całym sercem wierzył w etos Wikingów, według którego proces umierania rozpoczyna się w chwili narodzin, a śmierć w walce jest najbardziej honorowym sposobem dotarcia do nieuniknionego końca.Jednak omal mu tego nie odebrano.Nieznośny ból czyni ludzki mózg niezorganizowanym.Spokojni, logiczni kaci stali się w jego świadomości głosem rozsądku, tłumaczącym umysłowi, dlaczego powinien się poddać.I Rodgers omal się nie poddał, omal nie powiedział terrorystom, jak obsługiwać Centrum Regionalne, które udało im się opanować.Dlatego właśnie generał Mike Rodgers potrzebował Gary’ego Coopera.Nie miał wyleczyć jego duszy, prawdopodobnie było to niemożliwe.Poznał granice swej wytrzymałości i świadomość ich istnienia miała mu towarzyszyć do końca życia.Przypomniały mu się czasy młodości.Podczas meczu koszykówki skręcił niegdyś kostkę i kontuzja nie ustąpiła następnego dnia.Po tym już nigdy nie czuł się nietykalny.Złamana dusza była znacznie gorsza niż złamana noga.Mike Rodgers potrzebował teraz jednego: w jakiś sposób musiał odbudować tę pewność siebie, którą czuł, nim dostał się do niewoli terrorystów.Przynajmniej na tyle, by kierować Centrum, nim prezydent wyznaczy nowego dyrektora na miejsce Paula Hooda.Potem sam podejmie decyzje dotyczące przyszłości.Siedział wpatrzony w telewizor.Filmy zawsze były dla niego oazą, zawsze ożywiały jego ducha.Kiedy ojciec-alkoholik bił go, i to nie gołymi rękami - zawsze miał na palcu sygnet absolwenta Yale - mały Mike Rodgers wskakiwał na rower, jechał do najbliższego kina, płacił dwadzieścia pięć centów i pogrążał się po uszy w westernie, filmie wojennym lub historycznej epopei.Przez lata kształtował swój charakter, życie i karierę na wzór bohaterów granych przez Johna Wayne’a, Charltona Hestona i Burta Lancastera.Nie pamiętał jednak sceny, w której jeden z nich niemal załamuje się pod ciężarem tortur.Gary Cooper właśnie uratował meksykańską dziewczynę, napastowaną przez żołnierzy-renegatów, kiedy zadzwonił telefon bezprzewodowy.- Słucham.- Mike! Dzięki Bogu złapałem cię w domu!- Paul?- Tak.Słuchaj.Jestem w sali prasowej ONZ, naprzeciwko Rady Bezpieczeństwa.Na korytarzu zastrzelono właśnie czterech strażników.- Kto zastrzelił? - Rodgers nagle wyprostował się w fotelu.- Nie wiem.Ale wygląda na to, że ludzie, którzy to zrobili, weszli do sali Rady.- Gdzie jest Harleigh?- Właśnie tam.Większość członków Rady Bezpieczeństwa i cała orkiestra była właśnie w pomieszczeniach Rady.Rodgers złapał pilota, wyłączył DVD i przełączył telewizor na CNN.Nadawano program na żywo sprzed Sekretariatu ONZ.Nie wyglądało na to, by dziennikarze wiedzieli, o co chodzi.- Mike, wiesz, jak wyglądają tu kwestie bezpieczeństwa - mówił dalej Hood.- Jeśli mamy do czynienia z międzynarodowym aktem terroryzmu połączonym z wzięciem zakładników, a to zależy wyłącznie od tego, kim są napastnicy, ONZ może godzinami dyskutować o kwestiach prawnych i nigdy nie dojść do punktu, w którym zacznie się mówić o uwolnieniu ludzi.- Jasne - potwierdził Rodgers.- Zadzwonię do Boba i posadzę go nad tą sprawą.Dzwonisz z komórki, tak?- Owszem.- Podawaj mi nowe fakty, kiedy tylko czegoś się dowiesz.- Jasne.I, Mike.- Paul, już my się wszystkim zajmiemy - zapewnił go Rodgers.- Doskonale wiesz, że po ataku następuje coś w rodzaju chwili spokoju.Terroryści podają swoje żądania, próbuje się negocjacji.Nie zmarnujemy ani chwili z tego czasu.Starajcie się z Sharon nie stracić spokoju.Paul podziękował mu i przerwał połączenie.Generał podgłośnił dźwięk w telewizorze i wstał powoli.Dziennikarz przedstawiający wiadomości nie miał pojęcia, kto prowadził furgonetkę i dlaczego zaatakował gmach ONZ.Nie podano żądnego oficjalnego oświadczenia, nie było też łączności z pięcioma mężczyznami, którzy najwyraźniej opanowali salę Rady Bezpieczeństwa.Wyłączył telewizor i zadzwonił z telefonu komórkowego do Boba Herberta
[ Pobierz całość w formacie PDF ]