[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dali mi bardzo mało czasu, tyle jeno, żestarczy na jeden całus.Baudolino, nie zatrzymuj się po drodze przy miejscowych nie-wiastach, miewają bowiem szkaradne choroby, o jakich nawet ja nie mam pojęcia.Bierznogi za pas i ruszaj ku słońcu.Baudolino poczuł tylko delikatne muśnięcie policzka i zjawa zniknęła.Otrząsnął sięz tego snu na jawie i zasnął w spokoju.Następnego dnia powiedział swoim kompanom,że muszą ruszać w dalszą drogę.Po wielu kolejnych dniach dostrzegli maleńki błysk, jakąś mleczną jasność.Mrokzmienił się znowu w szarość gęstej mgły bez żadnych luk.Spostrzegli, że towarzyszącyim Abkazi zatrzymali się i pozdrawiają ich poświstywaniem.Słyszeli, że stoją na skraju254polany, na granicy owego światła, którego z pewnością się lękali, i jakby wymachują rę-kami, a z miękkości dzwięków poznali, iż żegnają ich uśmiechem.Przeszli przez obłok, a potem znowu zobaczyli światło słońca.Byli nim oślepienii Abdulowi wróciły dreszcze.Myśleli, że po abkaskiej próbie weszli na ziemie, do któ-rych zmierzali, lecz musieli zmienić zdanie.Nagle nad ich głowami zatrzepotały skrzydła ptaków o ludzkich obliczach i usłyszeliokrzyki: Jak śmiecie deptać tę ziemię? Zawracajcie! Nikt nie ma prawa dokonywać gwałtuna ziemi Błogosławionych! Wracajcie i depczcie ziemię, którą wam dano!Poeta powiedział, że to jakieś czary, może jeden ze sposobów chronienia ziemi księ-dza, i przekonał ich, że powinni pojechać dalej.Po kilku dniach jazdy przez piarżysko bez jednego zdzbła trawy zobaczyli trzy bestie,które wystąpiły im naprzeciw: Jedna była niechybnie kotem i szła z wygiętym grzbie-tem, nastroszoną sierścią i ślepiami jak dwie płonące głownie.Druga miała łeb ryczą-cego lwa, tułów kozy i zad smoka, lecz z capiego grzbietu wyrastał drugi łeb rogatyi beczący.Ogonem był wąż, który wysuwał się z sykiem do przodu, grożąc wszystkim,którzy się w tym miejscu znalezli.Trzecia miała korpus lwa, ogon skorpiona i prawieludzką głowę o błękitnych oczach, delikatnie zarysowanym nosie i rozchylonych war-gach, zza których sterczały u dołu i u góry trzy półkręgi ostrych jak nóż zębów.Największe obawy budził zrazu kocur, jak wszyscy wiedzą, szatański posłaniec, któ-rego nie trzymał w domu nikt oprócz nekromantów, także dlatego, że przed każdympotworem można się jakoś bronić, lecz przed nim nie, nim bowiem dobędziesz miecza,skacze ci do twarzy i wyrywa szponami oczy.Solomon mruknął, że niczego dobrego niemożna się spodziewać po zwierzęciu, którego imienia nigdy nie wymieniła Księga nadKsięgami.Boron rzekł, że drugie zwierzę to z pewnością chimera i jeśli próżnia istnie-je, ona tylko potrafi w niej latać, wymachując skrzydłami, a poza tym podsuwa myśliludzkim istotom.Jeśli chodzi o trzecie zwierzę, nikt nie miał wątpliwości, Baudolino bo-wiem od razu rozpoznał mantykorę, czyli nic innego jak bestię leucocroca, o której nie-gdyś (jak dawno?) pisał do Beatrycze.Trzy potwory szły w ich stronę: kot bezszelestnie na ugiętych nogach, a dwa innez taką samą determinacją, lecz nieco wolniej, a to wskutek tego, że trójkształtne zwierzęz trudem panuje nad ruchami tak odmiennych części swego ciała.Pierwszy wystąpił Aleramo Scaccabarozzi, zwany Ciula, który nie rozstawał się zeswoim łukiem.Wypuścił strzałę prosto w łeb kocura, który zaraz padł bez życia.Na tenwidok chimera rzuciła się naprzód.Nieustraszony Cuttica z Ouargnento wykrzyknął,że u siebie umiał zmieniać w łagodne baranki byki podczas rui, i popędził, by przeszyć255bestię mieczem, ta jednak skoczyła niespodziewanie wprost na niego, wysuwając lwieszpony, lecz na szczęście nadbiegli Poeta, Baudolino i Colandrino i cięli raz po raz be-stię, aż puściła swą ofiarę i zwaliła się na ziemię.Jednocześnie do ataku ruszyła mantykora.Na jej drodze stanęli Boron, Kyot, Boidii Porcelli, Solomon obrzucił ją kamieniami, mrucząc pod nosem przekleństwa w swymświętym języku, Ardzrouni, jeszcze czarniejszy z przerażenia, wycofał się, Abdul zaś ległzesztywniały na ziemi, wstrząsany straszliwymi dreszczami.Wydawało się, że bestiarozważa swe położenie z ludzką i zarazem zwierzęcą przebiegłością.Nieoczekiwanieżwawo wyminęła tych, którzy wystąpili przeciw niej, i nim ci zdążyli ją choćby zranić,rzuciła się na niezdolnego do żadnej obrony Abdula.Zatopiła trzy rzędy zębów w jegobark, a nie rozwarła paszczy nawet, kiedy reszta nadbiegła kompanowi na ratunek.Wyłarozpaczliwie, kiedy dosięgały ją ciosy mieczów, lecz nie puszczała ciała Abdula, z któ-rego powiększającej się ciągle rany tryskała obficie krew.Potwór nie mógł bez końcatrwać przy życiu pod ciosami czterech rozwścieczonych wrogów i wreszcie zarzęziłobrzydliwie i zdechł.Wiele trudu kosztowało ich jednak rozwarcie paszczy i uwolnie-nie Abdula.W wyniku batalii Cuttica miał zranione ramię, ale Solomon już go opatrywał, sma-rując ranę jakimś swoim balsamem i zapewniając, że rychło się zablizni.Abdul nato-miast tracił mnóstwo krwi i wydawał z siebie żałosne i słabe jęki. Przewiążcie mu ranę rzekł Baudolino. I tak był słaby, zle więc, że traci tylekrwi!Wszyscy rzucili się do tamowania krwi, lecz mantykora wgryzła się głęboko i byćmoże dosięgnęła serca.Abdul majaczył.Szeptał, że jego księżniczka musi być gdzieś tu blisko i że on niemoże właśnie w takiej chwili umrzeć.Poprosił, by postawili go na nogi, musieli więccały czas go powstrzymywać, nie ulegało bowiem wątpliwości, że potwór wpuścił Bógwie jaki jad w jego ciało.Ardzrouni, jakby wierząc we własne oszustwo, wyjął z sakwy Abdula głowę JanaChrzciciela, przełamał pieczęć, wyjął z relikwiarza czaszkę i wsunął ją w dłonie ran-nego. Módl się powiedział. Módl się o zbawienie duszy. Głupcze! krzyknął z pogardą Poeta po pierwsze, wcale cię nie słyszy, a podrugie, jest to nie wiadomo czyja głowa, którą zabrałeś z jakiegoś zbezczeszczonegocmentarza! Każda relikwia może dodać życia duchowi umierającego odparł Ardzrouni.Póznym popołudniem Abdul nic już nie widział i pytał, czy znowu znalezli się w ab-kaskim borze.Widząc, że nadchodzi ostatnia chwila, Baudolino zdecydował się jakzwykle z dobroci serca na jeszcze jedno kłamstwo.256 Abdulu, twoje pragnienia się spełniły.Dotarłeś do miejsca, do którego wzdychałeś,musiałeś tylko przejść próby z mantykorą.Oto widzisz przed sobą swą panią.Ponieważwiedziała o twojej nieszczęśliwej miłości, przybiegła z najdalszych krańców ziemi, którązamieszkuje, gdyż porwało ją i poruszyło twoje oddanie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]