[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mężczyzna zawołał głośniej, energicznie wymachując ręką.Chris obejrzał się.Na brzegu stał jeden ze studentów.Trzymał w ręku krótkofalówkę i nawoływałgo.Minęło parę sekund, zanim Chris zrozumiał, o co chodzi. Marek chce, żebyś jak najszybciej wracał do bazy! Jezu, potrzebuję jeszcze pół godziny. Powiedział: natychmiast!Nad odległymi mesas wisiały ciemne chmury, zbierało się na deszcz.Donigerodłożył słuchawkę i powiedział: Zgodzili się przyjechać. To dobrze odparła Diane Kramer.Stała przed biurkiem, tyłem do okna. Potrzebujemy ich pomocy.102 Niestety, tak przyznał Doniger. Nie rozumiem, jak straciliśmy kontakt z profesorem.Musiał wyjść do ze-wnętrznego świata.A mówiłeś mu, żeby tego nie robił.Powtarzałeś kilka razy.On jednak musiał wyjść. Nie wiemy, co się stało.Nie mamy zielonego pojęcia! Nie bez powodu napisał tę wiadomość. Owszem, jeśli wierzyć Kastner.Kiedy z nią rozmawiałaś?Wczoraj wieczorem.Zadzwoniła, gdy tylko się o tym dowiedziała.Do tej porymożna było na niej polegać, a poza tym. Nieważne warknął Doniger i lekceważąco machnął ręką. Nie w tymsedno.Używał tego określenia, gdy chciał podkreślić, że coś jest zupełnie nieistotne. A w czym? %7łeby go ściągnąć z powrotem wycedził. Bez względu na wszystkomusimy go odnalezć.Tylko to się liczy. Masz rację przytaknęła Diane. Osobiście uważam, że ten stary piernik to zwykły dureń, lecz jeśli go niesprowadzimy, będziemy mieli cholerne kłopoty. Racja, cholerne kłopoty. Jakoś sobie poradzę. Jestem tego pewna.Kramer miała zwyczaj powtarzania stwierdzeń Donigera, kiedy ten mówił tyl-ko do siebie.Mogło to wyglądać jak podlizywanie się szefowi, miało jednak in-ny cel.Doniger lepiej się koncentrował, kiedy słyszał powtórzone na głos swojezdanie.Diane doskonale to rozumiała i chętnie brała na siebie rolę biernego roz-mówcy. Problem polega na tym mówił że zwiększamy liczbę osób zazna-jomionych z naszą techniką, a nie uzyskujemy równocześnie proporcjonalnychzysków.Z tego, co wiemy, studenci także nie dadzą rady ściągnąć go z powrotem. Ale ich szansę są większe. Tylko teoretycznie. Zaczął chodzić po pokoju. I tak są marne. Zgadzam się, Bob.Są marne. Ekipie ratunkowej się nie udało.Kogo wysłałaś? Gomez i Baretto.Nigdzie nie znalezli nawet śladów profesora. Długo tam byli? Około godziny. Ale nie wychodzili do świata zewnętrznego?Kramer pokręciła głową. Po co mieliby podejmować zbędne ryzyko? Są doświadczeni, oboje służyliw piechocie morskiej.Nie wiedzieliby, na co zwracać uwagę.Nawet nie rozpo-znaliby grożącego im niebezpieczeństwa.Tam jest zupełnie inna rzeczywistość.103 Myślisz, że studenci będą wiedzieli, czego szukać? Tak mi się wydaje.W oddali zagrzmiało, pierwsze krople deszczu zabębniły o szyby gabinetu.Doniger spojrzał za okno. A jeśli studentów także stracimy? To będzie jeszcze większy koszmar. Niewykluczone mruknął. Ale musimy się przygotować na taką ewen-tualność.Odrzutowiec gulfstream V, oznakowany srebrzystymi literami ITC na ogo-nie, z wyciem silników dokołował na skraj pasa.Opuszczono schodki, stewardesaw uniformie rozwinęła u ich podstawy krótki czerwony dywanik.Patrzyli na to w osłupieniu. Uszczypnijcie mnie mruknął Chris Hughes. Ten czerwony chodnikjest prawdziwy? Idziemy odparł Marek.Zarzucił plecak na ramię i ruszył w kierunkusamolotu.Powiedział im niewiele.Podał tylko wyniki datowania węglowego, dodając,że nie potrafi tego wyjaśnić, i oznajmił, że ITC zwróciło się do nich o pomoc dlaprofesora i że sprawa jest pilna.Resztę zachował dla siebie.Zwrócił uwagę, iżStern także milczy.Wnętrze odrzutowca utrzymane było w tonacji szarosrebrzystej.Stewardesazapytała, czy chcą coś do picia.Z otaczającym ich luksusem dziwnie kontrastowałszczupły siwowłosy mężczyzna, który powitał ich na pokładzie.Był w eleganckimgarniturze, lecz Marek od razu rozpoznał w nim wojskowego. Nazywam się Gordon rzekł szybko i jestem wiceprezesem ITC
[ Pobierz całość w formacie PDF ]