[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Ukrywać otwory — mówił.— Nocny spoczynek zawekslować na inne miejsce.Nie objaśniać własna osoba.— Dobrze, zweksluję się na kanapę — zgodziła się Alicja i odebrała telefon, który właśnie zadzwonił.W czasie jej rozmowy, prowadzonej po duńsku, pan Muldgaard jeszcze raz z naciskiem podkreślił fakt istnienia grożącego zewsząd niebezpieczeństwa i bez wielkich trudności nakłonił Anitę do przyjęcia propozycji odwiezienia jej do Kopenhagi.Pożegnali w końcu Alicję i wyszli razem.— Chciałabym wiedzieć, kiedy ja wreszcie pójdę wcześnie spać — powiedziała Alicja z irytacją, zamknąwszy za nimi drzwi.— Jens dzwonił, że będę musiała jutro podpisywać jakieś papiery czy coś takiego, ale on wróci z tym do domu dopiero wpół do jedenastej i o wpół do jedenastej mam być u niego.Pewnie się przeciągnie do północy.— Dlaczego nie przyjdzie z tymi papierami tutaj? — skrzywiła się Zosia.— Musisz ty tam jechać?— Bo oprócz mnie podpisuje jeszcze parę osób.Ole, Kirsten i ktoś tam jeszcze i też jutro.Musiałby latać do wszystkich.A o ósmej rano te papiery ma dostać adwokat.A wcześniej ich nie będzie miał.Nie znam się na tym i nic mnie nie obchodzi, ostatecznie wszystko mi jedno, gdzie ja to podpisuję.— To może chociaż dzisiaj idź wcześnie spać?— Czekajcie — wtrącił się ostrożnie Paweł.— Czy wam się to nie wydaje podejrzane?— Które? — spytała nieufnie Alicja, zatrzymując się w połowie wylewania z dzbanka resztki kawy.— No.Ta Anita.Nie chciałem wcześniej nic mówić, ale ona tak się jakoś nagle znalazła na ulicy.Zosia, która wstała z fotela w celu posprzątania ze stołu, usiadła z powrotem.— No właśnie — powiedziała podejrzliwie.— Skąd ona się tam właściwie wzięła?— Ze stacji — odparłam.— Słyszałaś, co mówiła.— Co z tego, że mówiła? Mogła zełgać! Prawdę mówiąc, mnie również obecność Anity za żywopłotem wydała się nieco dziwna.Informacje o nowych wydarzeniach mogła uzyskać od nas przez telefon.Skąd ta nagła chęć odwiedzenia Alicji?— Myślcie logicznie — powiedziała Alicja.— Gdyby to ona popełniała te zbrodnie i gdyby czatowała w ogrodzie na następną, to nie stałaby tam przecież z pistoletem w ręku! Schowałaby go albo wyrzuciła!— Mogła nie zdążyć.— Nonsens! Co najmniej parę minut upłynęło, zanim wylecieliśmy na zewnątrz! Mogła w ogóle uciec dwadzieścia pięć razy!— Ale.— powiedział niepewnie Paweł.W tym momencie ktoś gwałtownie załomotał do drzwi.— Rany boskie, kogo diabli niosą? — zaniepokoiła się Alicja, podnosząc się i idąc ku wejściu.— Chyba w złą godzinę wymówiłaś, że mamy spokojny wieczór — mruknęła z wyrzutem Zosia.Do przedpokoju wszedł Roj.Wydawał się jakiś dziwny i trochę niepodobny do siebie.Był średnio uprzejmy, ponuro poważny i wyraźnie zdenerwowany, co mogło tylko oznaczać, że jak na duńskie odczucia, szaleją w jego wnętrzu istne tajfuny.Alicja taktownie nie okazała zdumienia i zaskoczenia.— Przepraszam, czy nie było tu mojej żony? Ewy? — spytał Roj bez wstępów, nie wiem po jakiemu, bo zrozumieliśmy wszyscy.Prawdopodobnie pomieszał duński z angielskim.— Ewy? — zdziwiła się Alicja, której nie zdążyłam powiadomić o popołudniowych wydarzeniach.— A co, miała być?— Nie wiem — powiedział Roj.— Myślałem, że była.Postanowiłam się wtrącić, uznawszy, że ukrywanie wizyty Ewy nie ma żadnego sensu, a przy tym trudności językowe uniemożliwią zbyt szczegółowe wyjaśnienie kwestii.Przesadna dokładność była w tym wypadku, moim zdaniem, niepożądana.— Tak, była — powiedziałam.— Chciała widzieć Alicję, ale było jeszcze za wcześnie.Alicja nie wróciła.Już dawno pojechała do domu.— A — powiedział Roj.— Rozumiem.Dziękuję bardzo, przepraszam.I skierował się z powrotem ku wyjściu.Alicja nagle oprzytomniała i gościnnie zaproponowała mu kawę.Roj odmówił, twierdząc, że jest bardzo późno, zresztą widać było, że do życia towarzyskiego raczej się niezbyt nadaje.W wyjściu zatrzymał się jeszcze.— Kiedy Ewa była? — spytał.— Kiedy wyszła?— Parę minut po siódmej.Odprowadziłam ją na stację.— Aha.Dziękuję bardzo.Dobranoc.I wyszedł.Popatrzyliśmy na siebie w osłupieniu, przy czym moje było jeszcze stosunkowo najmniejsze.— Na litość boską, co się stało? — spytała zdumiona Alicja.— Cóż oni mnie tak dziwnie odwiedzają?— Zapewne w samobójczych zamiarach — mruknęłam, niepewna, ile ze swoich wiadomości powinnam zdradzić.— Dlaczego w samobójczych? — spytała Zosia.— Liczą na to, że stracą życie przez następną pomyłkę zbrodniarza.— Ten Roj był jakiś dziwny, nie uważacie? — przerwała Alicja.— Joanna, co ta Ewa wykombinowała? Dlaczego on jej szuka? Ona tu była sama?— Tu była sama — odparłam z wyraźnym naciskiem na „tu”.— A gdzie nie?— Nie wiem.Prawdopodobnie gdzie indziej.Nie mam pojęcia, co wykombinowała, nie wiem, dlaczego jej nie ma w domu, bo powinna być, nie wiem, dlaczego Roj jej szuka i w ogóle to wszystko razem wcale mi się nie podoba.Alicja patrzyła w wybite okno w posępnej zadumie.— Mnie też nie.Skąd on się nagle wziął? Czy on jej rzeczywiście szuka? Dlaczego tu? Najpierw Anita, potem Roj.— Myślałam w pierwszej chwili, że Paweł ma rację i Anita jest podejrzana — przerwała Zosia.— Ale teraz nie jestem pewna.Anita stała na ulicy i wcale się nie ukrywała, a ten Roj wyskoczył jak diabeł z pudełka.Może to on się tam przedzierał przez ogród?— Może oni w ogóle coś kombinują razem.?— On był samochodem — powiedział Paweł.— Słyszałem, jak przyjechał i odjeżdżał.— Nie wiem, czy Roj jest mordercą, chociaż to możliwe — wyznała Alicja z niechęcią.— Może on się skradał przez ogród, żeby zobaczyć, czy nie ma tu Ewy, a Paweł go spłoszył.— I co, miał przy sobie pistolet, którym rzucał w Anitę?— Ja się nie znam — powiedział Paweł niepewnie.— Ale może on chce zastrzelić swoją żonę?— O rany boskie, dajcie spokój! — zniecierpliwiła się Zosia.— W końcu gdzie my jesteśmy?! W Hiszpanii, na Sycylii.?! Tu jest Skandynawia, kto tu morduje żony?!— Duńskie żony są na ogół mało podobne do Ewy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]